Łączna liczba wyświetleń

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział siódmy

* Perspektywa Tom'a 

James Arthur - Impossible

Na niedzielnym koncercie Siva cały czas podsuwał mu raporty o stanie zdrowia Jane co go bardzo denerwowało. Lecz słuchał ich uważnie. 
Nie lubił siedzieć sam w dużym, pustym domu. Jedyne zajęcia jakim mógł się tam poddać to picie, użalanie się nad sobą i bawienie się z Church'em. 
Kot chyba się do niego przekonał, bo w niedzielną i poniedziałkową noc spał w jego łóżku. 
Nadszedł wtorek. Po ciężkim, poniedziałkowym dniu rano ledwo żył. Suto zakrapiane imprezy nie za dobrze działają na jego organizm, bo gdy spojrzał w lustro ujrzał zmizerniałego 25-latka z sińcami pod oczyma i grymasem zamiast uśmiechu. 
Church przebiegł mu pomiędzy nogami. 
- No, stary... - zwrócił się do zwierzaka - Czas się trochę ogarnąć.
Poszedł do łazienki się wykąpać i ogolić. Zjadł śniadanie, nalał swojemu nowemu kumplowi mleka do miseczki i poszedł do domu na przeciwko, by spotkać się z resztą The Wanted.
Otworzył drzwi jego dawnego miejsca zamieszkania i wszedł w sam środek awantury. 
- Wiem, że to Ty wypiłeś mają colę ! - wykrzyczał Nathan.
- Boże, o co ty się tak burzysz? - zdziwił się Max.
- Bo jakbyś nie zauważył - przybliżył mu pustą puszkę po napoju do twarzy - to na tej puszcze jest moje imię i dostałem ją od fanki. 
Łysy wywrócił oczami. 
- Nadal cię nie rozumiem, ale jak chcesz to pójdę do sklepu i kupię ci to picie. Boże...
- Ale to już nie będzie to samo ! - tupnął nogą - To było moje i jestem oburzony, ze ukradłeś moją własność ! - tupnął ponownie - Jak jeszcze raz się to powtórzy to się wyprowadzam ! - zagroził. 
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. 
Chłopcy popatrzyli na sobie porozumiewawczo. 
- Przejdzie mu.-  westchnęli.
- Dzieje się z nim coś dziwnego. - stwierdził brunet.
- Chyba brakuje mu jakiś nowych znajomości.... Może dziewczyny...
- Nath nigdy nie był na randce... 
- A to tylko dlatego, że w tak młodym wieku zaczął robić karierę...
Tom wytrzeszczył na przyjaciela oczy. 
- Myślisz, że on jeszcze nigdy... no wiesz... ten tego ? - szepnął konspiracyjne. 
Łysy zmarszczył brwi. 
- Raczej nie... Parę raz widziałem jak w hotelu szedł z jakimiś dziewczynami do pokoju. Chyba nie grali w bierki...
Nagle drzwi kuchni zostały otwarte przez Jay'a.
- O, jesteś już. Możemy już ruszać ? Strasznie się spieszę, a im prędzej zaczniemy to szybciej skończymy. Mam dzisiaj randkę z Carmen. - wyszczerzył się do nich. 
- Ano... "We Own The Night" samo się nie nagra. 
- A co z Sivą ? - spytał full cap, gdy ruszyli już samochodem. 
Popatrzyli na siebie z przerażeniem. 
- Pewnie czeka przed drzwiami. Zawracaj ! - krzyknął do niego Tom, który dostąpił mu zaszczytu prowadzenia jego samochodu. 
Tak jak przypuszczał. Mulat stał na chodniku i wystukiwał nerwowo jakiś rytm nogą.

***

Była godzina dziewiętnasta, gdy brunet przekroczył próg szpitala, w którym leżała jego małżonka. Najpierw poszedł do recepcji, by załatwić wszystkie formalności, a potem udał się do pokoju rudowłosej. 
Gdy otworzył drzwi zauważył, że już dawno wstała, posłała łóżko i ubrała się. Teraz pakowała rzeczy do małej, zielonej torby podróżnej. 
- Cześć. - mruknął niepewnie.
Na chwilę zwróciła na niego wzrok, a potem znowu wróciła do swoich zajęć. 
Nie odpowiedziała.
To zły znak. 
Gdy skończyła podała mu torbę i ruszyła do wyjścia. 
Gdy jechali do domu pomiędzy nimi wisiała złowroga cisza. 
 Awantura murowana. 
Pomógł wysiąść jej z samochodu, a potem otworzył drzwi domu. Wszystko było takie sztuczne. Wymuszona uprzejmość. Przywitała się z kotem i powiedziała, że idzie do góry spać, bo już jest zmęczona.
A przecież była dopiero dwudziesta !!!
Tom był lekko zdenerwowany.
Gdy ruszyła po schodach szybkim krokiem pokonał dzielącą ich odległość, chwycił ją za biodra i odwrócił twarzą do siebie. 
Popatrzyła na niego z przestrachem.
- Nie bój się mnie... - wyciągnął rękę i pogłaskał ją po twarzy - Nic Ci nie zrobię. 
Odsunęła się od niego i prychnęła.
- Jasne. 
To jeszcze bardziej go zdenerwowało. Złapał ją za ramiona i przyszpilił do ściany. 
Przejechał nosem po jej policzku, by potem szepnąć jej do ucha:
- Jeszcze nie wiesz jaki mogę być niebezpieczny. 
A potem opadł na jej pełne usta. Gdy dotknął jej warg ledwo powstrzymał jęk rozkoszy. Nie mógł odtworzyć sobie tamtej nocy z dnia ślubu Nareeshy i Sivy, lecz ten pocałunek przywołał mu parę obrazów. Jej nagie ciało, miękka i słodka skóra...
Po chwili uświadomił sobie, ze pani doktor nie odpowiedziała na jego pieszczotę. Stała nieruchomo, jakby wrośnięta w ziemię. 
Odsunął się od niej. Pożądanie z niego uszło, zamieniając się ponownie w złość. 
- Moi rodzice przyjeżdżają jutro o dwudziestej na kolacje. Mam nadzieję, że uszykujesz coś dobrego na tą okazję. Dobranoc. - pognał na górę i trzasnął drzwiami.
Miał ją nienawidzić, a z każdym dniem coraz bardziej ją lubił... i pożądał. 
- Co ze mną nie tak ?!

* Perspektywa Emmy 

Stała jak sparaliżowana, dopóki nie usłyszała trzasku drzwi. Oderwała się od ściany i usiadła na schodkach lekko krzywiąc się z bólu. Oparła twarz na rękach, by przykryć spływające strużki łez. 
Gdy dotknął jej ust, była tak zszokowana, że nie wiedziała co ma zrobić. Odepchnąć go czy oddać pocałunek ? Nie mogła... nie chciała go odepchnąć, więc powtórzyła sobie w myślach tablice Mendelejewa, żeby nie dać mu satysfakcji wiadomością, że ma władzę nad jej ciałem. Pogładziła się lekko po brzuchu czując ruch dziecka. Jej życie nie miało tak wyglądać. Jeśli w ogóle zdecydowałaby się na dziecko miałaby kochającego męża i przytulny dom. Zamiast tego ma męża, które nie chce i dom, w którym czuje się niekochana. Wbiegła do swojego pokoju i zaczęła myśleć o nowym zmartwieniu. Jutro przyjeżdżają rodzice Toma... To będzie istna katorga, jeśli ma udawać niemiłą i niedostępną...
 Boże, dlaczego ? 

***

Obudziła się o dziewiątej, by zacząć przygotowania do wizyty gości. Zeszła na dół, by zjeść śniadanie, lecz nigdzie go nie widziała. Niepewnie poszła na górę, by sprawdzić czy jest jeszcze w domu.
Uchyliła drzwi do jego pokoju. Był rozwalony na środku łóżka, jakby przyzwyczaił się do tego, że śpi sam. Zamiast się wycofać podeszła bliżej. Tak słodko spał cały owinięty w białą kołdrę. Nachyliła się, by odgarnąć mu niesforny kosmyk z czoła, gdy nagle chwycił ją za rękę i pociągnął na siebie. 
- Proszę, nie budź mnie nigdy tak wcześnie. - wydyszał w jej wargi. 
Próbowała wstać, lecz nie pozwalało jej to, że trzymał jej nadgarstki jedną ręką, a drugą przytrzymywał ją w talii. 
- Do-dobrze.. - wyjąkała. 
Ona się jąka ?! Zawsze panująca nad wszystkim doktor Foley ?!
- Czego ode mnie chciałaś ? - wymruczał jej do ucha. 
Jane, weź się w garść !
- Chciałam sprawdzić czy jesteś jeszcze w domu. 
- A po co Ci moja skromna osóbka ? - przejechał nosem po jej policzku.
No teraz coś wymyśl, doktorku !!!
- Chciałam... żebyś pomógł mi sprzątać. Cały dom. I przy okazji zrobiłbyś zakupy, ja jakoś nie mam ochoty wychodzić z domu...
Gdy to mówiła przeturlał ich tak, że teraz leżeli naprzeciwko siebie. 
- Jeśli dasz mi pół godziny to na pewno Ci pomogę. Pół godziny, dobrze? 
Kiwnęła głową, wstała i szybko wybiegła z pokoju bojąc się, że jeszcze za nią pójdzie. 
Spóźnił się piętnaście minut, ale wybaczyła mu to widząc jego zmęczoną twarz i narzucone byle jak na siebie ubranie. 
Wyciągnął mleko i "owocki", by zrobić sobie śniadanie. 
- W takim razie jaka jest misja na dziś, pani doktor? - zapytał.
- Jak już zjesz to może posprzątasz swoje piętro i parter ? Ja wezmę się za swoje i ogród. 
- A gdy to już zrobimy....?
- Trzeba się będzie wziąć za zakupy... 
- Dobra, to później ! Do zobaczenia za dobre 4 godziny, albo i więcej... - mruknął i poszedł na górę. 
Wzruszyła tylko ramionami i zabrała się do pracy. 
Po pięciu godzinach sprzątania w końcu uzyskali taki efekt jaki chcieli. 
- No to teraz zakupy. - westchnęła, gdy siedzieli wykończeni w kuchni.
Bolały ją prawie wszystkie mięśnie. 
Podał jej butelkę wody. 
- Daj mi piętnaście minut i będziemy mogli jechać.
- My ?
- No a kto ? - popatrzył na nią jak na idiotkę. 
- To znaczy... myślałam, że sam pojedziesz. Dam Ci listę zakupów...
- Nie. Ciągle siedzisz w domu. Musisz wyjść do ludzi. Za piętnaście minut się tu spotykamy... Tylko zdejmij te okulary... - skrzywił się.
- Co Ci się w nich nie podoba ? - spytała oburzona.
- Po prostu nie widać za bardzo Twoich cudownych oczu. - odwrócił się na pięcie i odszedł.
Czy specjalnie chciał ją oczarować, zastanawiała się wchodząc do kabiny na szybki prysznic, by zrobiła to, co mu obiecała ? Ma być dla kogoś niemiła ? Przecież ich nie zna! Jeśli będą to mili ludzie z ciężkim sercem będzie musiała być dla nich niegrzeczna...
Wysuszyła włosy i ubrała się w sukienkę, bo gdy nosiła spodnie coraz ciężej było jej ukryć rosnący brzuszek. A poza tym... w spodnie z trudem już się dopinała. 
Z przekory zostawiła okulary na nosie. 
Niech się trochę pozłości, pomyślała.

***

Stali w supermarkecie zastanawiając się co zrobią na kolacje. 
- Co lubi Twoja mama ? - zapytała.
- A co ? Chcesz się przypodobać teściowej ? - podejrzliwy jak zawsze Tom.
- Nie... po prostu chce już to załatwić. 
- Mama lubi... gyrosa ! - wykrzyknął.
- Co to jest ten gyros ? 
- Serio nie jadłaś nigdy gyrosa?- zdziwił się.
Pokręciła głową.
- W takim razie ominęła Cię niebiańska uczta. Zrobimy to na kolacje. Potrzebujemy... Niech sobie tylko przypomnę... 4 piersi z kurczaka, kukurydze z puszki, 3 cebule, ketchup, majonez, paprykę, kapustę pekińską, ogórki konserwowe... - wyliczał na palcach. 
- Mam nadzieję, że umiesz to gotować. - powiedziała niepewnie.
- Spokojnie. - podniósł ręce do góry i spojrzał na nie z udawanym uwielbieniem - Te ręce czynią cuda. - uśmiechnął się do niej łobuzersko, na co jej zaschło w ustach. 
Przełknęła głośno ślinę i ruszyła za nim. 

***

Była dziewiętnasta trzydzieści, gdy skończyli robić gyrosa i sałatki.
Nagle Tom wykrzyknął i palnął się z otwartej ręki w czoło:
- Zapomnieliśmy o deserze ! 
- No brawo Parker. 
- Może jeszcze zdążę jechać do sklepu, co ?
- Wątpię.
- Już wiem ! - wykrzyknął i złapał za telefon, by do kogoś zadzwonić.
- Cześć, Julie... Skarbie masz może coś na składzie ? W sensie jakiś deser?... Nie to nie dla mnie, tylko po części. Moi rodzice przyjeżdżają za pół godziny i nie zdążę nic kupić... Nie bądź nie miła... Co? Super ! Za piętnaście minut ? Okej, jesteś boska ! Dzięki.
- Kto to był ? - zapytała.
- Julie, dziewczyna Andrew. Była druhną Nareeshy. Będzie tu za piętnaście minut. Ja idę się wykąpać, bo cuchnę cebulą. 
Ruszył na górę. 
Poszła za nim. 
Wykąpała się, wyciągnęła z szafy czarne leginsy i luźny, szary sweter.
Przejechała grzebieniem po włosach i była już gotowa. 
Gdy usłyszała dzwonek do drzwi zbiegła na dół i je otworzyła. 
W drzwiach stała zabójczo-piękna brunetka ubrana w szary dres. Nawet w takim stroju wyglądała niesamowicie.
Na jej widok uśmiechnęła się szyderczo. 
- Witaj Jane. - mruknęła i omijając ją weszła do domu. 
Nie mając wyboru poczłapała za nią.
- Tom jest na górze, więc podziękuję Ci za niego i...
- Jak będzie mógł to sam mi podziękuje. - warknęła.
Taka piękna, a taka niemiła ? Co jest?
- Przyniosłam wam babeczki. Dwa tuziny, mam nadzieję, że będą smakować.
- Z pewnością. 
Postawiła blachę z hukiem na blat i odwróciła się w stronę rudowłosej. Z jej oczu ciskały gromy. 
- To, że jesteś przyjaciółką Nar i pseudo żoną Tom'a nie znaczy, że musimy się polubić. To, że złapałaś go na dzieciaka stawia Cię w jak najgorszym świetle. Naprawdę nie wiem, skąd się biorą tacy ludzie jak Ty. Niby uczona, a w takich sprawach głupia jak but. Nie wiem po co Nareesha się z Tobą przyjaźni. Przecież jest Twoim zupełnym przeciwieństwem... 
Nonszalanckim krokiem ruszyła do drzwi i zamknęła je z trzaśnięciem. 
W oczach Jane zalśniły łzy. 
Dlaczego ludzie tak o niej myślą ?
Przecież nie jest, aż takim złym człowiekiem jak opisywała to Julie. 
Przecież, nie złapała go na dziecko... Nie chciała, żeby się z nią ożenił. To jego wina, że  tak ją postrzegają ! Na dodatek parę dni temu prawie ją zdradził z jakąś cytatą dziewuchą ! 
Wybuchła płaczem i szybko wpadła na górę popychając zszokowanego Tom'a, który stał na środku schodów w różowych bokserkach. Chyba się ocknął, bo usłyszała za sobą kroki. Przyspieszyła, wpadła do swojego pokoju i zamknęła się w łazience. 
Skuliła się na podłodze i zaczęła jeszcze głośniej szlochać. 
To wszystko zaczęło ją przerastać...
**********************************************************
PRZEPRASZAM !!! Jak już pisałam na moim drugim blogu i na stronie na fb: nie dodawałam, bo nie mam dostępu do kompa. Dzisiaj użyczył mi swojego mój brat, więc mogłam sprawdzić i dodać rozdział tutaj. Komunikowałam się ze światem przez komórkę, ale na niej nie da się pisać rozdziałów... Jakoś spróbuje nadrobić wasze blogi ! 
Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałyście dziewuszki ! :D 
Do następnego !

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ