Łączna liczba wyświetleń

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział siódmy

* Perspektywa Tom'a 

James Arthur - Impossible

Na niedzielnym koncercie Siva cały czas podsuwał mu raporty o stanie zdrowia Jane co go bardzo denerwowało. Lecz słuchał ich uważnie. 
Nie lubił siedzieć sam w dużym, pustym domu. Jedyne zajęcia jakim mógł się tam poddać to picie, użalanie się nad sobą i bawienie się z Church'em. 
Kot chyba się do niego przekonał, bo w niedzielną i poniedziałkową noc spał w jego łóżku. 
Nadszedł wtorek. Po ciężkim, poniedziałkowym dniu rano ledwo żył. Suto zakrapiane imprezy nie za dobrze działają na jego organizm, bo gdy spojrzał w lustro ujrzał zmizerniałego 25-latka z sińcami pod oczyma i grymasem zamiast uśmiechu. 
Church przebiegł mu pomiędzy nogami. 
- No, stary... - zwrócił się do zwierzaka - Czas się trochę ogarnąć.
Poszedł do łazienki się wykąpać i ogolić. Zjadł śniadanie, nalał swojemu nowemu kumplowi mleka do miseczki i poszedł do domu na przeciwko, by spotkać się z resztą The Wanted.
Otworzył drzwi jego dawnego miejsca zamieszkania i wszedł w sam środek awantury. 
- Wiem, że to Ty wypiłeś mają colę ! - wykrzyczał Nathan.
- Boże, o co ty się tak burzysz? - zdziwił się Max.
- Bo jakbyś nie zauważył - przybliżył mu pustą puszkę po napoju do twarzy - to na tej puszcze jest moje imię i dostałem ją od fanki. 
Łysy wywrócił oczami. 
- Nadal cię nie rozumiem, ale jak chcesz to pójdę do sklepu i kupię ci to picie. Boże...
- Ale to już nie będzie to samo ! - tupnął nogą - To było moje i jestem oburzony, ze ukradłeś moją własność ! - tupnął ponownie - Jak jeszcze raz się to powtórzy to się wyprowadzam ! - zagroził. 
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. 
Chłopcy popatrzyli na sobie porozumiewawczo. 
- Przejdzie mu.-  westchnęli.
- Dzieje się z nim coś dziwnego. - stwierdził brunet.
- Chyba brakuje mu jakiś nowych znajomości.... Może dziewczyny...
- Nath nigdy nie był na randce... 
- A to tylko dlatego, że w tak młodym wieku zaczął robić karierę...
Tom wytrzeszczył na przyjaciela oczy. 
- Myślisz, że on jeszcze nigdy... no wiesz... ten tego ? - szepnął konspiracyjne. 
Łysy zmarszczył brwi. 
- Raczej nie... Parę raz widziałem jak w hotelu szedł z jakimiś dziewczynami do pokoju. Chyba nie grali w bierki...
Nagle drzwi kuchni zostały otwarte przez Jay'a.
- O, jesteś już. Możemy już ruszać ? Strasznie się spieszę, a im prędzej zaczniemy to szybciej skończymy. Mam dzisiaj randkę z Carmen. - wyszczerzył się do nich. 
- Ano... "We Own The Night" samo się nie nagra. 
- A co z Sivą ? - spytał full cap, gdy ruszyli już samochodem. 
Popatrzyli na siebie z przerażeniem. 
- Pewnie czeka przed drzwiami. Zawracaj ! - krzyknął do niego Tom, który dostąpił mu zaszczytu prowadzenia jego samochodu. 
Tak jak przypuszczał. Mulat stał na chodniku i wystukiwał nerwowo jakiś rytm nogą.

***

Była godzina dziewiętnasta, gdy brunet przekroczył próg szpitala, w którym leżała jego małżonka. Najpierw poszedł do recepcji, by załatwić wszystkie formalności, a potem udał się do pokoju rudowłosej. 
Gdy otworzył drzwi zauważył, że już dawno wstała, posłała łóżko i ubrała się. Teraz pakowała rzeczy do małej, zielonej torby podróżnej. 
- Cześć. - mruknął niepewnie.
Na chwilę zwróciła na niego wzrok, a potem znowu wróciła do swoich zajęć. 
Nie odpowiedziała.
To zły znak. 
Gdy skończyła podała mu torbę i ruszyła do wyjścia. 
Gdy jechali do domu pomiędzy nimi wisiała złowroga cisza. 
 Awantura murowana. 
Pomógł wysiąść jej z samochodu, a potem otworzył drzwi domu. Wszystko było takie sztuczne. Wymuszona uprzejmość. Przywitała się z kotem i powiedziała, że idzie do góry spać, bo już jest zmęczona.
A przecież była dopiero dwudziesta !!!
Tom był lekko zdenerwowany.
Gdy ruszyła po schodach szybkim krokiem pokonał dzielącą ich odległość, chwycił ją za biodra i odwrócił twarzą do siebie. 
Popatrzyła na niego z przestrachem.
- Nie bój się mnie... - wyciągnął rękę i pogłaskał ją po twarzy - Nic Ci nie zrobię. 
Odsunęła się od niego i prychnęła.
- Jasne. 
To jeszcze bardziej go zdenerwowało. Złapał ją za ramiona i przyszpilił do ściany. 
Przejechał nosem po jej policzku, by potem szepnąć jej do ucha:
- Jeszcze nie wiesz jaki mogę być niebezpieczny. 
A potem opadł na jej pełne usta. Gdy dotknął jej warg ledwo powstrzymał jęk rozkoszy. Nie mógł odtworzyć sobie tamtej nocy z dnia ślubu Nareeshy i Sivy, lecz ten pocałunek przywołał mu parę obrazów. Jej nagie ciało, miękka i słodka skóra...
Po chwili uświadomił sobie, ze pani doktor nie odpowiedziała na jego pieszczotę. Stała nieruchomo, jakby wrośnięta w ziemię. 
Odsunął się od niej. Pożądanie z niego uszło, zamieniając się ponownie w złość. 
- Moi rodzice przyjeżdżają jutro o dwudziestej na kolacje. Mam nadzieję, że uszykujesz coś dobrego na tą okazję. Dobranoc. - pognał na górę i trzasnął drzwiami.
Miał ją nienawidzić, a z każdym dniem coraz bardziej ją lubił... i pożądał. 
- Co ze mną nie tak ?!

* Perspektywa Emmy 

Stała jak sparaliżowana, dopóki nie usłyszała trzasku drzwi. Oderwała się od ściany i usiadła na schodkach lekko krzywiąc się z bólu. Oparła twarz na rękach, by przykryć spływające strużki łez. 
Gdy dotknął jej ust, była tak zszokowana, że nie wiedziała co ma zrobić. Odepchnąć go czy oddać pocałunek ? Nie mogła... nie chciała go odepchnąć, więc powtórzyła sobie w myślach tablice Mendelejewa, żeby nie dać mu satysfakcji wiadomością, że ma władzę nad jej ciałem. Pogładziła się lekko po brzuchu czując ruch dziecka. Jej życie nie miało tak wyglądać. Jeśli w ogóle zdecydowałaby się na dziecko miałaby kochającego męża i przytulny dom. Zamiast tego ma męża, które nie chce i dom, w którym czuje się niekochana. Wbiegła do swojego pokoju i zaczęła myśleć o nowym zmartwieniu. Jutro przyjeżdżają rodzice Toma... To będzie istna katorga, jeśli ma udawać niemiłą i niedostępną...
 Boże, dlaczego ? 

***

Obudziła się o dziewiątej, by zacząć przygotowania do wizyty gości. Zeszła na dół, by zjeść śniadanie, lecz nigdzie go nie widziała. Niepewnie poszła na górę, by sprawdzić czy jest jeszcze w domu.
Uchyliła drzwi do jego pokoju. Był rozwalony na środku łóżka, jakby przyzwyczaił się do tego, że śpi sam. Zamiast się wycofać podeszła bliżej. Tak słodko spał cały owinięty w białą kołdrę. Nachyliła się, by odgarnąć mu niesforny kosmyk z czoła, gdy nagle chwycił ją za rękę i pociągnął na siebie. 
- Proszę, nie budź mnie nigdy tak wcześnie. - wydyszał w jej wargi. 
Próbowała wstać, lecz nie pozwalało jej to, że trzymał jej nadgarstki jedną ręką, a drugą przytrzymywał ją w talii. 
- Do-dobrze.. - wyjąkała. 
Ona się jąka ?! Zawsze panująca nad wszystkim doktor Foley ?!
- Czego ode mnie chciałaś ? - wymruczał jej do ucha. 
Jane, weź się w garść !
- Chciałam sprawdzić czy jesteś jeszcze w domu. 
- A po co Ci moja skromna osóbka ? - przejechał nosem po jej policzku.
No teraz coś wymyśl, doktorku !!!
- Chciałam... żebyś pomógł mi sprzątać. Cały dom. I przy okazji zrobiłbyś zakupy, ja jakoś nie mam ochoty wychodzić z domu...
Gdy to mówiła przeturlał ich tak, że teraz leżeli naprzeciwko siebie. 
- Jeśli dasz mi pół godziny to na pewno Ci pomogę. Pół godziny, dobrze? 
Kiwnęła głową, wstała i szybko wybiegła z pokoju bojąc się, że jeszcze za nią pójdzie. 
Spóźnił się piętnaście minut, ale wybaczyła mu to widząc jego zmęczoną twarz i narzucone byle jak na siebie ubranie. 
Wyciągnął mleko i "owocki", by zrobić sobie śniadanie. 
- W takim razie jaka jest misja na dziś, pani doktor? - zapytał.
- Jak już zjesz to może posprzątasz swoje piętro i parter ? Ja wezmę się za swoje i ogród. 
- A gdy to już zrobimy....?
- Trzeba się będzie wziąć za zakupy... 
- Dobra, to później ! Do zobaczenia za dobre 4 godziny, albo i więcej... - mruknął i poszedł na górę. 
Wzruszyła tylko ramionami i zabrała się do pracy. 
Po pięciu godzinach sprzątania w końcu uzyskali taki efekt jaki chcieli. 
- No to teraz zakupy. - westchnęła, gdy siedzieli wykończeni w kuchni.
Bolały ją prawie wszystkie mięśnie. 
Podał jej butelkę wody. 
- Daj mi piętnaście minut i będziemy mogli jechać.
- My ?
- No a kto ? - popatrzył na nią jak na idiotkę. 
- To znaczy... myślałam, że sam pojedziesz. Dam Ci listę zakupów...
- Nie. Ciągle siedzisz w domu. Musisz wyjść do ludzi. Za piętnaście minut się tu spotykamy... Tylko zdejmij te okulary... - skrzywił się.
- Co Ci się w nich nie podoba ? - spytała oburzona.
- Po prostu nie widać za bardzo Twoich cudownych oczu. - odwrócił się na pięcie i odszedł.
Czy specjalnie chciał ją oczarować, zastanawiała się wchodząc do kabiny na szybki prysznic, by zrobiła to, co mu obiecała ? Ma być dla kogoś niemiła ? Przecież ich nie zna! Jeśli będą to mili ludzie z ciężkim sercem będzie musiała być dla nich niegrzeczna...
Wysuszyła włosy i ubrała się w sukienkę, bo gdy nosiła spodnie coraz ciężej było jej ukryć rosnący brzuszek. A poza tym... w spodnie z trudem już się dopinała. 
Z przekory zostawiła okulary na nosie. 
Niech się trochę pozłości, pomyślała.

***

Stali w supermarkecie zastanawiając się co zrobią na kolacje. 
- Co lubi Twoja mama ? - zapytała.
- A co ? Chcesz się przypodobać teściowej ? - podejrzliwy jak zawsze Tom.
- Nie... po prostu chce już to załatwić. 
- Mama lubi... gyrosa ! - wykrzyknął.
- Co to jest ten gyros ? 
- Serio nie jadłaś nigdy gyrosa?- zdziwił się.
Pokręciła głową.
- W takim razie ominęła Cię niebiańska uczta. Zrobimy to na kolacje. Potrzebujemy... Niech sobie tylko przypomnę... 4 piersi z kurczaka, kukurydze z puszki, 3 cebule, ketchup, majonez, paprykę, kapustę pekińską, ogórki konserwowe... - wyliczał na palcach. 
- Mam nadzieję, że umiesz to gotować. - powiedziała niepewnie.
- Spokojnie. - podniósł ręce do góry i spojrzał na nie z udawanym uwielbieniem - Te ręce czynią cuda. - uśmiechnął się do niej łobuzersko, na co jej zaschło w ustach. 
Przełknęła głośno ślinę i ruszyła za nim. 

***

Była dziewiętnasta trzydzieści, gdy skończyli robić gyrosa i sałatki.
Nagle Tom wykrzyknął i palnął się z otwartej ręki w czoło:
- Zapomnieliśmy o deserze ! 
- No brawo Parker. 
- Może jeszcze zdążę jechać do sklepu, co ?
- Wątpię.
- Już wiem ! - wykrzyknął i złapał za telefon, by do kogoś zadzwonić.
- Cześć, Julie... Skarbie masz może coś na składzie ? W sensie jakiś deser?... Nie to nie dla mnie, tylko po części. Moi rodzice przyjeżdżają za pół godziny i nie zdążę nic kupić... Nie bądź nie miła... Co? Super ! Za piętnaście minut ? Okej, jesteś boska ! Dzięki.
- Kto to był ? - zapytała.
- Julie, dziewczyna Andrew. Była druhną Nareeshy. Będzie tu za piętnaście minut. Ja idę się wykąpać, bo cuchnę cebulą. 
Ruszył na górę. 
Poszła za nim. 
Wykąpała się, wyciągnęła z szafy czarne leginsy i luźny, szary sweter.
Przejechała grzebieniem po włosach i była już gotowa. 
Gdy usłyszała dzwonek do drzwi zbiegła na dół i je otworzyła. 
W drzwiach stała zabójczo-piękna brunetka ubrana w szary dres. Nawet w takim stroju wyglądała niesamowicie.
Na jej widok uśmiechnęła się szyderczo. 
- Witaj Jane. - mruknęła i omijając ją weszła do domu. 
Nie mając wyboru poczłapała za nią.
- Tom jest na górze, więc podziękuję Ci za niego i...
- Jak będzie mógł to sam mi podziękuje. - warknęła.
Taka piękna, a taka niemiła ? Co jest?
- Przyniosłam wam babeczki. Dwa tuziny, mam nadzieję, że będą smakować.
- Z pewnością. 
Postawiła blachę z hukiem na blat i odwróciła się w stronę rudowłosej. Z jej oczu ciskały gromy. 
- To, że jesteś przyjaciółką Nar i pseudo żoną Tom'a nie znaczy, że musimy się polubić. To, że złapałaś go na dzieciaka stawia Cię w jak najgorszym świetle. Naprawdę nie wiem, skąd się biorą tacy ludzie jak Ty. Niby uczona, a w takich sprawach głupia jak but. Nie wiem po co Nareesha się z Tobą przyjaźni. Przecież jest Twoim zupełnym przeciwieństwem... 
Nonszalanckim krokiem ruszyła do drzwi i zamknęła je z trzaśnięciem. 
W oczach Jane zalśniły łzy. 
Dlaczego ludzie tak o niej myślą ?
Przecież nie jest, aż takim złym człowiekiem jak opisywała to Julie. 
Przecież, nie złapała go na dziecko... Nie chciała, żeby się z nią ożenił. To jego wina, że  tak ją postrzegają ! Na dodatek parę dni temu prawie ją zdradził z jakąś cytatą dziewuchą ! 
Wybuchła płaczem i szybko wpadła na górę popychając zszokowanego Tom'a, który stał na środku schodów w różowych bokserkach. Chyba się ocknął, bo usłyszała za sobą kroki. Przyspieszyła, wpadła do swojego pokoju i zamknęła się w łazience. 
Skuliła się na podłodze i zaczęła jeszcze głośniej szlochać. 
To wszystko zaczęło ją przerastać...
**********************************************************
PRZEPRASZAM !!! Jak już pisałam na moim drugim blogu i na stronie na fb: nie dodawałam, bo nie mam dostępu do kompa. Dzisiaj użyczył mi swojego mój brat, więc mogłam sprawdzić i dodać rozdział tutaj. Komunikowałam się ze światem przez komórkę, ale na niej nie da się pisać rozdziałów... Jakoś spróbuje nadrobić wasze blogi ! 
Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałyście dziewuszki ! :D 
Do następnego !

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ



poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział szósty

* Perspektywa Jane

The Wanted - I Want It All

 Ruszyła do łazienki, by poprawić makijaż.
Gdy do niej weszła krew odpłynęła jej z twarzy, a torebka, którą trzymała w dłoni, upadła na podłogę.

Zobaczyła tam Tom'a, który był przyciskany do ściany przez jakąś cycatą brunetkę, a jej powiększane usta przywierały do jego warg.
Zachłysnęła się z oburzenia, a w oczach błysnęły jej łzy. 
Piersiasta usłyszała ją i szybko odskoczyła od jej męża.
Jane powstrzymała łzy i podeszła do zdezorientowanej pary. Gdy stała już pół metra od brunetki uniosła dłoń w górę i zamachała jej obrączką przed oczami.
- Widzisz to ?! To jest obrączka, a ten gościu z którym się całowałaś to mój mąż, do cholery ! Spierdalaj stąd natychmiast.
To było dziwne, że wyedukowana pani doktor tak przeklina, ale nie mogła się  powstrzymać. Czuła ucisk w klatce piersiowej.
Cycata uciekła, a ona odprowadziła ją wzrokiem. 
Ponownie zwróciła się do małżonka.
- A Ty co sobie wyobrażasz?
- Jane to nie tak... - wyglądał na mocno zawstydzonego.
- A jak do diaska ? Nie dość, że nie wiesz co to zabezpieczenie to chciałeś kolejną zapłodnić ?! Nie życzę sobie żebyś jawnie... Pf, co ja bredzę ! Nie życzę żebyś spotykał się z innymi kobietami, wiesz w jakim sensie, póki jesteśmy małżeństwem !
- Jane, uspokój się...
- Nie mów mi co mam robić, ty tępy... ugh - podniosła torebkę, a potem powoli się do niego przybliżyła - Jak jeszcze raz takie coś zobaczę to rozerwę Cię na strzępy i ... wyprowadzam się ! - wypowiadając ostatnie słowa spoliczkowała go i szybko wybiegła z pomieszczenia. 
Nie patrząc za siebie truchtała ile sił w nogach. Słyszała głosy Tom'a i Nareeshy, ale nie zatrzymywała się. Wybiegła na zimną noc z policzkami mokrymi od łez. 
Jak on mógł jej to zrobić ?! Dlaczego ?!
Zaryzykowała odwrócenie głowy na parę sekund. 
Jej mąż biegł za nią, prawie ją doganiał i cały czas krzyczał jej imię. Przez łzy nie zauważyła leżącego przed nią kamienia i przewróciła się. 
Świat zawirował jej przed oczami. 
A potem widziała już tylko ciemność.

* Perspektywa Tom'a

 Biegł za Jane mocno zdenerwowany i zaniepokojony. Nie dość, ze nie dała mu dojść do słowa, to jeszcze go spoliczkowała !
W sumie nie dziwił jej się, że to zrobiła po tym co zobaczyła, lecz gdy pozwoliłaby sobie wyjaśnić, to dowiedziałaby się, że po prostu jej szukał, a gdy przechodził koło damskiej ubikacji jakaś dziewczyna wciągnęła go do niej i przydusiła do ściany. Weszła w nieodpowiednim momencie. 
Nie mógł zrozumieć siebie - nie chciał pocałunków innych. 
Rudowłosa odwróciła głowę w jego stronę. Po raz kolejny wykrzyknął jej imię. 
Nagle stało się coś strasznego.
Upadła na chodnik wydając z siebie głośny jęk. Gdy do niej dotarł sprawdził, czy oddycha i zawołał do nadchodzących przyjaciół.
- Emmo, zadzwoń na pogotowie, szybko !
Zrobiła to co jej kazał, a reszta obeszła w kółku Jane. 
- Oddycha ? - zapytała Nar, gdy uklękła koło niego.
- Tak. - Położył sobie jej głowę na kolanach i ściągnął marynarkę, by zasłonić jej nagie ramiona.
- Dlaczego uciekała ? - spytał groźnie Siva. 
- Oj, to teraz nie ważne...
-Miejmy nadzieję, że nic nie stało się dziecku... - wtrącił Carmen.
Coś miałoby się stać z dzieckiem ? Nie dopuszczał do siebie takich myśli.
- Jej upadek nie wyglądał tak groźnie... - Jay chciał podtrzymać kolegę na duchu.
W milczeniu czekali na karetkę. Gdy lekarze wsadzili nosze z jego żoną do karetki odwrócił się i rzekł:
- Ja jadę z nią. Zadzwonię do was, gdy czegoś się dowiem...- wsiadł do ambulansu. 
- Nie wygłupiaj się, jedziemy za wami. - zawyrokowała Nar.
Usiadł na miękkim krzesełku i trzymając Jane za rękę patrzył na pracę pielęgniarzy. 

***

Gdy siwiejący już lekarz wyszedł z pokoju, w którym leżała jego małżonka, brunet rzucił się za nim. 
Klepnął go w ramię, mężczyzna się odwrócił.
- Słucham pana ? - spytał uprzejmie, choć na jego twarzy odcisnęło się piętno zmęczenia.
- Co z moją żoną?
- Nazwisko.
- Tom Parker.
- Żony. Nazwisko żony. - nadal był miły, lecz mars na czole sygnalizował, że już się trochę niecierpliwi.
- Foley. Jane Foley.
Siwiejący się uśmiechnął. 
- Nasza ciężarna pani Foley ma się bardzo dobrze. Potłukła się lekko. Ma zadrapania na dłoniach i kolanach i 2 złamane żebra. - wyjaśnił.
- A co z dzieckiem ? 
- Nic mu się nie stało. Rozwija się prawidłowo. 
- Dzięki Bogu. - szepnął, uścisnął dłoń lekarzowi i odszedł. 
- I co ? - podbiegła do niego jako pierwsza Nareesha. 
- Wszystko dobrze, ma parę zadrapań i 2 złamane żebra. Z dzieckiem wszystko w porządku.
- Ufff, możemy ją odwiedzić ?
Wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie wiem, zapomniałem zapytać. 
- Ja się tym zajmę, zaraz przyjdę. - Siva wstał z miejsca. 
Przyjaciel posłał mu dziękujące spojrzenie.
Wrócił po pięciu minutach, mówiąc, że mogą wejść do niej tylko 2 osoby na kilka chwil.
Pierwsi zerwali się brunet i mulatka. 
Po cichu weszli do sali.
Na białym, szpitalnym łóżku leżała Jane, do której dłoni przyczepiony był wenflon. 
Jej powieki zatrzepotały, by w końcu się otworzyć. 
- Jak się czujesz? - Nar zapytała przyjaciółkę.
- Nie jest źle. - lekko się skrzywiła, gdy poprawiała jej poduszkę. - Mogłabyś poprosić Parkera, żeby wyszedł ? Jakoś nie mam ochoty go oglądać.
Brunetka popatrzyła na małżeństwo ze zdezorientowaniem w oczach.
- Nigdzie nie pójdę.
- Ależ pójdziesz! Nie mam ochoty cię teraz oglądać !
- To nie tak jak myślisz!  Gdybyś przyszła chwilę wcześniej to...
- To co ? - wtrąciła - Jeszcze bardziej się obłapywaliście?
- Nie ! Czemu Ty wszystko przekręcasz i mi nie wierzysz? Uważasz mnie za największego durnia, a na siebie patrzysz jak na świętą Madonnę!
- Och, zamknij się! - w jej pięknych oczach błysnęły łzy.- Nic o mnie nie wiesz! I proszę cię już ostatni raz, wyjdź stąd!
Popatrzył na nią spode łba, by  potem odwrócić się na pięcie i odejść. 
Gdy trzymał w ręku klamkę, rzekł:
- Z powodu tego wypadku i Twojej ciąży lekarze wypiszą Cię najpóźniej we wtorek wieczorem. Przyjadę  po Ciebie.
- Nie musisz. Już Ci mówiłam, że nie chce z Tobą mieszkać... - wysyczała.
- Obiecałaś mi coś. - powiedział i opuścił pomieszczenie.
Nie spodziewał się, że słowa pani doktor mogą, aż tak go zranić.

**********************************************************
Smutny Parker ? Co tu sie porobiło..
Niedawno na mojej stronie na facebook'u <link> udostępniłam spoiler pewnej sytuacji, która dzieję się w tym opowiadaniu. Ukarzę się ona już w następnym rozdziale !!!

Za tydzień następny !
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ


poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział piąty

* Perspektywa Jane

Sia - Breathe me

Oczekiwanie na sobotę minął jej w  miłej atmosferze, nie licząc mieszkania z nieodzywającym się do niej mężem. Codziennie spotykała się z Nareeshą. Wychodziły na spacery, drobne zakupy. Doszło do tego, że Tom zostawiał jej swoją listę zakupów i dla niego też robiła sprawunki. 
Obudziła się rano rześka i w miarę wypoczęta. Na dworze panował upał, co było dość dziwne. W końcu mieszkała w Londynie, stolicy deszczu. 
Był pierwszy lipca, sobota. 
Promienie wakacyjnego słońca grzały jej twarz, gdy ubierała długą spódnicę , luźną bluzkę i okulary. Dzięki przyjaciółce i jej radom wiedziała jak się ubrać, by nikt nie widział jej zaokrąglającego się brzucha. 
Wchodziła już w czwarty miesiąc ciąży, więc brzuch powoli zwiększał swój obwód, a piersi zaczęła nabrzmiewać. Zwiększył się też jej apetyt, zaczęła ukradkiem podjadać płatki swojego małżonka. 
Tak ubrana zeszła do kuchni, by zrobić sobie śniadanie :  kanapki z nutellą (kolejny przysmak Parker'a), sałatkę owocową i herbatę. 
Z obładowaną tacą wyszła na ganek, by upajać się piękną pogodą. 
Jej błogi odpoczynek przerwał  Siva, który po otwarciu zielonej furtki, zmierzał ku niej ścieżką z kamyków. 
- Cześć. 
- Witaj. Tom chyba jeszcze śpi...
- Dzwoniłem do niego przed chwilą, zaraz zejdzie. Poczekam tu na niego... Mogę usiąść? 
- Ależ oczywiście - uśmiechnęła się - Przynieś Ci coś do picia?
- Wodę poproszę. 
- Okej. 
Gdy szła po picie dla mulata przypomniało jej się ich pierwsze spotkanie. 
Nar przedstawiła jej go, gdy siedziała obładowana książkami przy bibliotecznym stoliku. Nie rozmawiali ze sobą zbyt często, gdyż ją peszył, ale od razu go polubiła. Miała nadzieję, że z wzajemnością. 
Postawiła przed nim szklankę i usiadła na swoim miejscu. 
- Co dziś robicie ? 
- Mamy próby przed niedzielnym koncertem... A, zapomniałbym. Nareesha kazała Ci przekazać, że nie może dzisiaj przyjść. Ma jakieś urwanie głowy w pracy. Kazała też Cię przeprosić...
Czyli dzisiaj będzie jeden z kolejnych nudnych dni...
- Ok, nic się nie stało. Popracuję sobie na świeżym powietrzu.
Posłał jej szeroki uśmiech i potarł ręce.
- Za tydzień jedziemy wszyscy za miasto, na działkę. Dziewczyny zasadziły tam wiosną jakieś krzaczki i warzywka... Ogólnie takie rodzinne spotkanko. Mam nadzieję, że też przyjedziecie z Tom'em...
- Wątpię, żeby Tom mnie ze sobą zabrał. Ja...
Nagle zza drzwi domu wynurzył się jej mąż. 
- Pewnie, że przyjedziemy. Cześć, Siva. Możemy już iść do tych debili. - zwrócił się do żony. - O wpół do ósmej bądź  gotowa, dobrze ? 
Kiwnęła głową. 
Nachylił się nad nią i dał jej głośnego całusa w usta. 
- Do widzenia Jane. - powiedział, odwrócił się na pięcie i odszedł wraz z przyjacielem zostawiając ją zszokowaną. 
Gdy weszli  do domu naprzeciwko odetchnęła z ulgą i palcem wskazującym dotknęła swoich ust, a potem szybko przejechała po wargach językiem, jakby chciała wyczuć jego smak. Ale był to przecież tylko słodki pocałunek jakim zazwyczaj obdarza się dziecko, a nie dorosłą kobietę, która nosi twoje dziecko. 
Zdawała sobie sprawę, że ten buziak i ta deklaracja, że zawiezie ją na działkę była na pokaz, lecz w głębi duszy się z tego cieszyła. 
Z wesołą miną poszła po laptopa i na świeżym powietrzu do późnego popołudnia pracowała nad artykułem na temat fizyki kwantowej. Nie mogła się skupić, wszystko ją rozpraszało, lecz skończyła tekst i wysłała do redakcji. 
Następnie zrobiła sobie spaghetti na obiad, posprzątała parter i poszła pod prysznic, by szykować się na kolację dobroczynną. 
Ubrała się w sukienkę, którą wcześniej "wspaniałomyślnie" zaakceptował brunet. Do tego czarne buciki z paseczkami na lekkim koturnie. Wyczesała włosy, umalowała usta błyszczykiem i wytuszowała rzęsy. 
Jak na panią profesor Jane Foley wyglądała całkiem nieźle. 
Nie słyszała jak wracał Tom, więc zdziwiła się, gdy usłyszała dyskretne pukanie do drzwi. 
- Proszę - zawołała. 
Do pokoju wszedł nie kto inny jak on. Nienagannie ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i tego samego koloru wąski krawat. 
- O, widzę, że już się przyszykowałaś. - zmierzył ją dziwnym spojrzeniem - Chodźmy już, bo się spóźnimy. 
Przed domem stało czarne audi R8.
- Wow,  piękne masz to autko.
Otworzył przed nią drzwi.
- Dzięki, kupiłem je dzisiaj.
Chłopcy i ich zabawki, pomyślała.
Usiadł za kierownicą i pieszczotliwie przesunął po niej palcem, a potem popatrzył na nią. 
- Piękna. - szepnął i odpalił silnik. 
Nie wiedziała czy mówił o niej, czy może o swoim nowym cacku, ale uśmiechnęła się pod nosem.
- W środę przyjeżdżają moi rodzice, pamiętasz co mi obiecałaś? - zaczął 
niepewnie.
- Tak, pamiętam. I dotrzymam słowa.
Odetchnął z ulgą. 
- To dobrze. - zerknął na nią - Zostają na dwa dni, ale zatrzymają się w hotelu. Przyjdą w środę na kolację...
- Zrobię coś dobrego. 
- Okej... No i zostaję sprawa działki...
Wykrzywiła usta w smutnym grymasie.
- Wiem, że nie chcesz mnie tam zabrać. Rozumiem. Ja...
- Nie, nie o to chodzi. - pokręcił głową - Po prostu chciałem Cię uprzedzić, że chyba nie wszyscy są przyjaźnie nastawieni na to, że jesteśmy małżeństwem...
- Rozumiem...
- I będziesz musiała wcześnie wstać, bo na działkę jedzie się dobre półtorej godziny, a spotykamy się o dziewiątej. Carmen lubi wymyślać dziwne godziny... - westchnął.
- Carmen ?
- Dziewczyna Jay'a.
- Aha..
- Byłaś u ginekologa ?
To pytanie ją zaskoczyło, wcześniej się o to nie pytał.
 - Nie, mam wizytę za 2 tygodnie. 
- Bierzesz jakieś witaminy ?
Kolejne zaskoczenie. 
- Kwas foliowy i bardzo malutkie, żółte tableteczki. 
- W czwartym miesiącu można poznać płeć dziecka...
- Ja nie chce jej znać. Chciałabym mieć niespodziankę. 
- Okej...
- Dobra, koniec tego wywiadu. Skąd wiesz tyle o tym wszystkim ?
Zarumienił się lekko.
- Słyszałem od kogoś...
- Okej...
- Jesteśmy na miejscu. 
 Zatrzymali się przed ogromną rezydencją, która wyglądała jak dworek z 20-lecia międzywojennego. 
Brunet wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył jej drzwiczki. 
Wziął ją za rękę i rzucił kluczę chłopakowi, który stał przy drzwiach. 
Nagle oślepił ją blask fleszy. Zamrugała i popatrzyła na zgromadzone wokoło nich paparazzi. Szybko przykleiła do twarzy sztuczny uśmiech, a Tom pocałował ją lekko w policzek. Weszli do budynku. Od razu przywitali ich gospodarze, których nazwiska niestety nie dosłyszała, bo przyglądała się obrazowi imitującemu nalot sił niemieckich na Warszawę.  Była tylko raz w Polsce, w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Przyjaźni ludzie i piękny krajobraz, to zapadły jej w pamięć.  
Otrzeźwił ją szept Tom'a przy uchu :
- Znowu się zamyśliłaś. Chodźmy do stolika.
Weszli do ogrodu, w którym mieściło się pełno stolików, parkiet i scena - zapewne dla orkiestry. 
- Chodź. 
Puścił jej rękę tylko po to, żeby opleść jej biodra i przyciągnąć do siebie. 
Zauważyła, że prowadzi jej do miejsca, które zajęła już reszta The Wanted z partnerkami, tylko Nathan był sam. 
- Spóźniliście się. - zaczął Jay. Bez wcześniejszego powitania. 
- Dzięki, was też miło widzieć. - odsunął jej krzesło. Opadła na nie ciężko. Koło niej siedziała Nareesha.
- Cześć skarbie. - szepnęła. 
- Cześć. 
- Przepraszam, że dzisiaj...
- Nic się nie stało, rozumiem. 
Nie słuchała co mówi gospodarz, który stał na scenie. Po prostu w odpowiednich miejscach klaskała. Była pogrążona we własnych myślach. 
- Znowu się zamyśliłaś. - wymruczał jej do ucha Parker. Jego ciepły oddech pieścił jej skórę. 
Uśmiechnęła się do niego niepewnie, a on złapał jej dłoń, położył na stole i uspokajająco przejeżdżał kciukiem po jej knykciach. 
Gdy mężczyzna przestał mówić zjawili się koło ich stolika kelnerzy. Postawili przed nimi pierwsze dania i zaczęli nalewać wino i wodę do kieliszków. 
Gdy zaczęli jeść rozmowy przy stole się rozwinęły. Nie wtrącała się do nich, tylko słuchała. 
Carmen opowiadała o działce, chłopcy śmiali się z Sivy, że jest pantoflarzem, aż nagle poczuła jakiś ruch w brzuchu. 
Otworzyła usta robiąc z nich literkę "O" i delikatnie dotknęła brzucha. 
- Co się stało ? - zapytał Tom.
- Chyba się poruszyło...
- Co ? - szepnęła Nar - Gdzie ?
- Tutaj. - wzięła jej dłoń i poprowadziła po jej lekko zaokrąglonym podbrzuszu. 
Kolejne poruszenie. 
- Oooo, jakie to fajne uczucie. - powiedziała. 
Brunet delikatnie ściągnął rękę mulatki i sam przyłożył ją w to samo miejsce. 
Na jego ustach błąkał się uśmiech. 
Po chwili wziął rękę. 
Wszyscy patrzyli na nich z dziwnym wyrazem twarzy. Zignorowała ich i ponownie zajęła się tym co leżało na jej talerzu. 
Rozmowy ponownie przybrały na sile, jakby to co się stało przed chwilą nigdy nie miało miejsca.
Po posiłku na scenę ponownie wszedł krępy gospodarz, który zaczął aukcje. Na pierwszy ogień poszły... bilety VIP na występ zespołu The Wanted, który odbędzie się w niedziele w Londynie. 
Na buzie chłopaków wystąpił szeroki uśmiech, gdy okazało się, że bilety poszły za 5 tysięcy funtów. 
Po skończonej licytacji, przyszedł czas na tańce. Ku jej zaskoczeniu zaprosił ją do tańca najmłodszy z mężczyzn przy stoliku. Ubrany w dobrze skrojony czarny garnitur i z rozpiętym guzikiem koszuli wyglądał seksownie. 
Akurat leciała jakaś wolna piosenka, więc jej partner kołysał ją lekko w jej takty. 
- I jak tam życie z naszym nieznośnym Tom'em ? - zapytał.
- Myślałam, że to Ty mi coś powiesz. Przecież mieszkaliście długo razem. 
- No właśnie, mieszkaliśmy...
- Ach, teraz rozumiem co Tom miał na myśli mówiąc, że nie wszyscy się cieszą, że za niego wyszłam...
- Nie, nie o to chodzi. Po prostu chłopcy się powoli wykruszają. Jay ma Carmen, Max  Emmę, Siva Nareeshę, teraz Tom... Chodź wiem, że macie się rozwieść, po porodzie to jednak... A co ja Ci będę mówił...
W jej głowie włączyła się żółta lampka. Młody ma kłopoty, chyba nie ma się przed kim wygadać. No cóż, może ten jeden semestr na psychologii się na coś w końcu przyda.
- Czyżbyś się czuł samotny przez to, że Twoi najbliżsi przyjaciele mają drugie połówki, a Ty nie ?
Patrzył w jakiś punkt za nią.
- Ktoś Ci kiedyś mówił, że mówisz jakbyś była lektorem do filmu przyrodniczego ?
Zamiast jej to urazić, rozbawiło. Zachichotała.
- Nie, ale dziękuję. Odpowiesz mi na pytanie.
Westchnął i popatrzył jej w oczy. 
- Tak, tak się czuję. Nie miałem żadnej dziewczyny od... no już dobre dwa lata. Wiem, że jestem młody. Mam w końcu dwadzieścia lat, ale to, że wokół mnie jest pełno szczęśliwych ludzi i to, że rodzinę widziałem jakieś 4 miesiące temu... Przytłacza mnie. 
Och...
- Może powinieneś wziąć trzy dni urlopu i jechać do rodziny. 
- Masz rację, ale mogę dopiero za dwa i pół tygodnia. Bo wtedy mamy trzydniowy przestój.
- I jeśli chodzi o dziewczyny... Nie przejmuj się. Jesteś młody, na siłę nie warto niczego szukać. Miłość przyjdzie z czasem. Zobaczysz.
Z szerokim uśmiechem ucałował ją w oba policzki.
- Dzięki pani doktor.
- Zawsze do usług.
Po skończonym utworze odprowadził ją do stolika i ruszył na parkiet z jakąś cycatą blondyną.
Nie zauważyła przy stoliku nikogo oprócz szeptających miedzy sobą Max'em i Sivą.
Ruszyła do łazienki, by poprawić makijaż.
Gdy do niej weszła krew odpłynęła jej z twarzy, a torebka którą trzymała w dłoni upadła na podłogę.

*********************************************************
Przepraszam, że tak późno, ale miałam lekkie zakłócenia... ;)
Jak wam się podoba dzisiejsze zachowanie Tom'a?
Za tydzień następny ! 

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 

Obrazek z teledysku do "Worzone"

 



poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział czwarty

* Perspektywa Tom'a

Sia - You Have Been Loved

Gdy otwierał drzwi domu światła były wszędzie pozapalane, jakby ktoś się bał ciemności. 
Wszedł do przedpokoju i wyruszył w poszukiwaniu żony. 
Znalazł ją w salonie. Siedziała na skórzanej sofie obładowana różnymi książkami i karteluszkami z laptopem na kolanach. 
Oddychała równo. 
Spała. 
Podszedł do niej i ściągnął delikatnie wszystkie rzeczy z jej kolan. Wziął ją na ręce i niósł w stronę jej pokoju, tak aby jej nie zbudzić. Gdy trzymał ją w ramionach czuł... sympatię. Lecz szybko się zreflektował. Jak mógł żywić do niej jakieś dobre uczucia, jeśli skrycie jej nie lubił. W końcu to ona wrobiła go w dzieciaka - tak sobie wmawiał. Czemu nie chciał spojrzeć prawdzie w oczy ? Może się bał ? 
Gdy położył ją na łóżku i przykrył kołdrą  popatrzył na nią chwilę, a potem  cichutko wyszedł z pomieszczenia. Zszedł na dół, by zjeść płatki, lecz nagle zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu odczytał, że to jego mama.  Przeczuwał, że będą kłopoty.
- Cześć mamusiu. Co słychać ? 
- Nie mamusiuj mi tu, tylko mów prawdę! Czemu nie powiedziałeś matce o swoim ślubie ? Myślałeś, że jak jestem z ojcem na wakacjach dobrych parę tysięcy kilometrów od Anglii to nic nie będę wiedziała ?! Jest mi wstyd, że dowiedzieliśmy się tego z gazet ! - usłyszał jak matka pociąga nosem.
- Przepraszam mamo. Chciałem wam o tym powiedzieć, ale nie chciałem was niepokoić...
- Pfff, strasznie jest mi przykro, że mój własny syn nie chciał mi o tym powiedzieć. - chlipnęła. - Dlatego stwierdziliśmy zgodnie z ojcem, że przyjeżdżamy.
Wpadł w panikę.
- Co ? Kiedy ?
- W przyszłym tygodniu, w środę. Zostaniemy na dwa dni. Nie bój się, nie będziemy Ci zakłócać spokoju, przenocujemy w hotelu. 
Westchnął. 
- Dobrze mamo.
- Dobranoc synu. 
- Dobranoc mamo. 
Wypuścił z głuchym świstem powietrze z płuc. 
Kurczę, co go podkusiło do tego, by nie mówić rodzicom?
 Rodzicielka jest na niego wyraźnie wściekła, a ojciec... Nawet nie chciał o tym myśleć. 
Podszedł do barku po szklaneczkę whisky i poszedł spać. Po paru godzinach przekręcania się z boku na bok, zasnął.

* Perspektywa Jane

Gdy się obudziła lekko się zdziwiła, bo miała wrażenie, że zasnęła w salonie. Pomyślała, że rozum jej płata figle. Gdy rano zeszła na dół do kuchni, zastała w niej męża pochylającego się nad miseczką z płatkami, których w spiżarce było pełno. Podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej dwa jogurty, a potem z szafki łyżeczkę. Cały czas czuła na sobie baczny wzrok mężczyzny. 
Gdy usiadła na przeciwko niego oznajmił:
- Moi rodzice przyjeżdżają w środę. 
- W tą środę ? - spanikowała.
- Nie, w następną.
- Okej. 
- Mam do Ciebie prośbę. 
- Zamieniam się w słuch. 
- Postawię sprawę jasno : nie chcę, żeby moi rodzice Cię polubili, a potem cierpieli, gdy się  rozejdziemy.
Ogarnął ją niepokój. 
- O co chodzi ?
- Jestem jedynakiem i to, że widuję ich tylko trzy góra cztery razy w roku bardzo ich boli, lecz cieszą się z tego, że robią karierę. 
- Nie rozumiem. - nie prawda, rozumiała doskonale.
- Chcę, żebyś sprawiła, że otworzą szampana, gdy się rozejdziemy. - wyjaśnił niebezpiecznie cicho. 
Zrobiło jej się smutno.
- Zostawię po sobie tylko złe wspomnienia. 
Wzruszył ramionami i wbił wzrok w miseczkę ze śniadaniem.
Brunet miał rację. Nie zasługiwała na jego rodzinę, była tylko maszyną, która miała pracować, aby ojciec był z niej dumny. 
Choć jej tata już nie żył, nie mogła się pozbyć tej myśli.
Spojrzała na niego. Bawił się swoimi palcami. Dotarło do niej, że stracił typową dla siebie pewność, jakby bał się, że nie zgodzi się na jego warunek i szuka dalszych argumentów. 
- Tom, zrobię co zechcesz wobec twoich rodziców... ale tylko wobec nich. Nie chce się czuć jak odludek. 
Popatrzył jej prosto w oczy. 
Zabrakło jej tchu. 
- Takie są moje warunki. - wykrztusiła - Zgadzasz się ?
Powoli skinął głową.
- Zgadzam. 
Odetchnął z wyraźną ulgą i wrócił do jedzenia.
- A teraz dobra wiadomość.
Tom Parker i dobre wiadomości ? To się razem nie trzyma kupy.
- Tak ?
- W piątek wieczorem idziemy na kolację...
Co?
- ...kolację, a potem aukcje, z której dochód pójdzie na fundację "Walczmy Razem". Całe The Wanted idzie z wybrankami, więc musiałabyś iść z nami. Przy okazji bliżej wszystkich poznasz. 
Kolacja? 
Aukcja dobroczynna ? 
Ona ? 
Tam ? 
Chciała już skakać ze szczęścia, że mężczyzna za którego wyszła zaproponował jej wyjście, ale zreflektowała się,gdy przypomniała sobie jego słowa: Całe The Wanted idzie z wybrankami, więc musiałabyś iść z nami.
Kolejny cios w jej, i tak już poharatane, serce. 
- Ta, musiałabym...
- Dam Ci pieniądze, to kupisz sobie odpowiednią kreację. 
To ją trochę rozwścieczyło.
- Chyba zapomniałeś, że nazywam się Jane Foley i jestem najmłodszą dziekanką na Uniwersytecie Cambridge ! I mam pełno pieniędzy, bo cholera jasna zarabiam na siebie przez całe życie !!!
Zbiła go trochę z tropu.
- Uuu, przekleństwa z ust pani profesor. To coś nowego. 
- Och, zamknij się. Mam już strój, który się nada na ten wieczór.
Oczy mu rozbłysły.
- Tak ?
Przytaknęła.
- To pokaż.
Co?
- Chce zobaczyć tą Twoją sukienkę.
Gdy sparaliżowana siedziała na krześle odstawił naczynie na bok, podszedł do niej i pociągnął ją za rękę na drugie piętro, do jej pokoju.
Usadowił się na  łóżku i oznajmił jakby nigdy nic :
- Wyjmij tę kieckę z szafy i  idź do łazienki się przebrać. Ja poczekam.
- Jesteś dziwny Tom, naprawdę. 
- Dzięki, też tak myślę. A teraz idź. 
Porwała ciuch , który kupiła wczoraj z Nareehą i pomknęła do łazienki. 
Przebrała się, lecz nie wychodziła z łazienki. 
Wstydziła się tego jak wygląda. Nie uważała się za atrakcyjną kobietę. 
Rude loki sięgające ramion zazwyczaj nie układały się tak jak chciała. Miała za to zielone, hipnotyzujące oczy, które odziedziczyła po matce. 
Po 5 minutach, usłyszała głos zza drzwi :
- Jeśli nie wyjdziesz za 10 sekund, to wchodzę. 
Wzięła głęboki  oddech i otworzyła białe drzwi.
Jej niesforny małżonek wbijał w nią wzrok. 
Powoli się obróciła i zwiesiła głowę.
- I jak ? Mieści się ona w twoich standardach ?
- Ooo tak. Ja już pójdę, mamy sesję zdjęciową... - popatrzył na budzik, który leżał na szafce nocnej - ... za piętnaście minut. Cześć.
- Cześć.

* Perspektywa Tom'a

Gdy opuszczał pokój, zostawiając Jane ze łzami w oczach, wypuścił ze świstem powietrze z płuc. 
Czyżby jego żoneczka była ekstra laską ?

**********************************************************
Ależ sobie Parker pogrywa ! 
Dzisiaj krótko, za tydzień więcej + dziwna przygoda Tom'a.<link do opowiadania o braciach Pawlickich>
<link do str na facebook'u>
Za tydzień następny !

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ


poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział trzeci

* Perspektywa Jane


Obładowana książkami wychodziła z Uniwersytetu na czerwcowe słońce. 
Zatrzymała się jak wryta. 
Rzeczy, które trzymała w rękach upadły na ziemię. 
Przed nią, oparty o maskę samochodu, stał Tom. 
Czego on od niej chciał ?
Zmieszana, uklękła i ponownie zgarnęła wszystko w ręce. 
- Czego chcesz? Myślałam, że mamy kontaktować się przez Twojego adwokata.
- Tak miało być, ale przez zaistniałą sytuację...
- Jaką sytuację ?
- To Ty nic nie wiesz? - westchnął. 
Pokręciła głową. 
Wyjął z wozu gazetę i podał jej ją. Przebiegła wzrokiem po tekście. Momentalnie zbladła.
- O cholera...
- No właśnie. Prawie cały świat dowiedział się o naszym małżeństwie.  Musimy podtrzymać to, dlatego musisz się do mnie wprowadzić. Żeby nie domyślili się prawdy. 
- Ale...
- Nie ma żadnego 'ale'. Naważyliśmy piwa, teraz musimy je wypić. Wskakuj. - otworzył jej drzwiczki auta - Pojedziemy do Ciebie po rzeczy.
- Ale ja nie mogę tak nagle wyjechać ! Pracuję ! Jest środek tygodnia, w których odbywają się seminaria. To że rok studencki się skończył, nie znaczy, że ...
- Spokojnie, załatwiłem to już z Twoim szefem. Dał Ci urlop. Roczny. Będziesz miała na wszystko czas.
Wytrzeszczyła na niego oczy. 
- Roczny urlop ?! Czyś Ty oszalał !?
- Chyba tak. A teraz nie piekl się tak, tylko wskakuj. Pojedziemy do Ciebie po rzeczy, a potem do Londynu.
- I co ? Mam mieszkać z wami wszystkimi ? - zapytała, gdy usadowiła się na miejscu pasażera. 
- Nie, kupiłem dom. - burknął i zapalił silnik.
Była mu wdzięczna, że nie chciał przedłużyć konwersacji. Była zbyt zdziwiona, by coś mówić. Poinstruowała go tylko gdzie ma pojechać. 
Wysiedli koło żółtego, piętrowego domu, na którego ganku stał stolik i kilka krzeseł. 
Gdy weszli do środka, zawołała:
- Church, gdzie jesteś ? Church ?
Popatrzył na nią niezrozumiale.
- To mój kot. - wyjaśniła.
Ich oczom ukazał się rudy kocur, który szybko podbiegł do swojej pani i zaczął łasić się u jej stóp. Podniosła go, nasypała karmy do miseczki i postawiła na ziemi. 
- Usiądź w salonie. Postaram się jak najszybciej uwinąć. 
Skinął głową i odszedł. 
Spakowanie zajęło jej niecałe 20 minut. 
Wsadziła Church'a do klatki i stanęła przed mężem. 
- Możemy ruszać. 
- Okej, żono. - zaakcentował ostatnie słowo.
W Londynie znaleźli się o godzinie 20:00.
Pamiętała tą dzielnicę, stąd uciekała po ich wspólnej upojnej nocy. 
- Ty tu czasem nie mieszkasz z chłopakami ? - wskazała duży, piętrowy dom. 
- Tak, mieszkamy tutaj. A obok - wskazał dom z niebieskimi okiennicami - mieszka Carmen i Julie. Druhny Nar.- przybliżył.
- A my gdzie mamy mieszkać ?
- Tutaj. - wskazał dom za jej plecami.
Odwróciła się i zobaczyła piękny, dwupiętrowy budynek koloru białego. Pokryty był czerwoną dachówką. Miał też ganek. Wyglądał świetnie ! 
- Jest przepiękny. - szepnęła.
- Wejdźmy do środka. - wziął bagaże i podał jej klucze. 
Otworzyła drzwi i weszła do przestronnego hallu. Położyła torebkę na stoliku i wypuściła kota z klatki. Ten pobiegł w nieznanym kierunku. 
Po prawej stronie była przestronna kuchnia połączona z jadalnią, w której stał duży dębowy stół. Na dole mieściła się jeszcze łazienka i spiżarnia.
Na pierwszym piętrze znajdowała się duża małżeńska sypialnia, którą ominęła szerokim łukiem. Razem były tam trzy pokoje i łazienka. Na trzecim piętrze to samo. 
- Możesz zająć całe drugie piętro. 
- Dobrze.
- I pilnuj tego swojego kota...
- Church'a. - przypomniała.
- Ja wychodzę. - obrócił się na pięcie i wyszedł.
Zasmucona, powlokła się do kuchni. Zajrzała do spiżarni. Zobaczyła tam 
pełno pudełek z płatkami śniadaniowymi, jakieś cukierki i słoiki z dżemem.
- Super. - mruknęła i poszła otworzyć lodówkę.
Tym razem zauważyła pełno jogurtów, mleko i różne wędliny. 
Z westchnieniem wzięła dwa kubeczki z truskawkowym jogurtem i ruszyła do swojego pokoju. Był on koloru beżowego. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem, a obok szafka nocna z lampką. Dostrzegła też wielką dębową szafę, regał z książkami, stolik i trzy pufy. Porozstawiała swoje rzeczy oraz posłanie Church'a i położyła się do wielkiego łoża. 
Cisza w domu była przytłaczająca, ale szybko zasnęła. 

* Perspektywa Tom'a

Kilka minut po północy zamknął się w swoim gabinecie i zadzwonił do swojego adwokata. 
Bryan odebrał telefon, jak zawsze przygotowany.
- Czego się dowiedziałeś?
- Na razie niczego. Może dlatego, że jej życie prywatne w ogóle nie istnieje. 
- A co robi w wolnym czasie?
- Pracuje. To jej całe życie. 
- Jakieś plamy na karierze ?
- Pracuje w laboratorium Brizee* i ma pewne problemy z szefem tego laboratorium. Ale to raczej zazdrość zawodowa. Fizyka kwantowa to raczej męska sprawa, tego są zdania starsi naukowcy.
Zmarszczył czoło.
- Spodziewałam się czegoś więcej. 
- Zdaję sobie sprawę, że chciałbyś to mieć na wczoraj, ale jeśli mam zachować dyskrecje to muszę uważać. 
- Okej, masz tyle czasu ile chcesz, tylko to załatw. Daję Ci wolną rękę.
- Rozumiem. To wszystko ?
- Tak, dobranoc. 
- Dobranoc.
Usiadł w fotelu i się zamyślił. 
Od zawsze lubił dzieci. Od dwóch lat regularnie przesyłał pieniądze do sierocińca, ale robił to w dyskretny sposób, bo nie chciał, żeby prasa dowiedziała się o tym i nazwała go "świętym Tom'em". Wyobrażał sobie, że jeśli już ma się żenić to na zawsze. Dorastał w pełnej rodzinie i z przykrością patrzył jak jego koledzy z branży walczą z byłymi żonami o dzieci. Przysiągł sobie, że jego dziecka nie spotka taki los, ale stało się inaczej.
Po chwili Morfeusz objął go swoimi ramionami i porwał w krainę snów. 

* Perspektywa Jane

MKTO - Classic

Obudziły ją promienie słońca, które padły na jej zaspaną twarz. Z wielką niechęcią podniosła się i skierowała do łazienki. Po krótkim prysznicu i przebraniu się w jeansy,  które ledwo mogła zapiąć i granatową koszulę z rękawami trzy czwarte zeszła na dół z nadzieją, że jej mąż już wyszedł. Na szczęście go tam nie zastała. Nalała Church'owi mleka do miseczki, a sama wyciągnęła dla siebie jogurt i natychmiastowo go pochłonęła. 
Jej uwagę przykuła karteczka, która była przyczepiona do jednej z szafek kuchennych. Zerwała ją i przeczytała : 

Mam dzisiaj wywiad w radio, a potem koncert. Nie wiem kiedy wrócę.
Tom

Odetchnęła z ulgą. Nie będzie musiała znosić jego kąśliwych uwag, ale też była smutna. Co mogła robić w pustym domu oprócz tego, że mogła pracować. 
Z westchnieniem ruszyła na górę, lecz dźwięk dzwonka ją powstrzymał. Ruszyła ku drzwiom zastanawiając się, kto może się do niej dobijać. 
Tym kimś była Nareesha, która wyglądała na lekko zdenerwowana - oględnie mówiąc.
- Może przydałyby mi się jakieś wyjaśnienia ? -zapytała bez żadnego wstępu. 
- Może najpierw wejdziesz?
Przestąpiła próg i trzasnęła ciężkimi, dębowymi drzwiami.
- Czekam. - warknęła.
Popatrzyła na nią z przerażeniem w oczach. Nigdy nie widziała jej tak wściekłej. 
- Ja...
- Czemu mi nie powiedziałaś ? - jej głos diametralnie się zmienił. Mówiła miękko, z troską w oczach. 
- Ja...- długo powstrzymywane łzy wyszły na wierzch. Była zmęczona tym wszystkim. Tym, że się zaharowuje w pracy, jej toksycznym małżeństwem. Nie mogła znieść myśli, że zaszła w ciążę przez swoją własną głupotę. Lecz gdy dowiedziała się o dziecku pokochała je od razu...
Przyjaciółka szybko ją objęła i mocno uścisnęła. Czekała, aż Jane się uspokoi. Po dobrych pięciu minutach rudowłosa odsunęła się od niej na długość wyciągniętych ramion.
- Przepraszam...- wyszeptała.
- Nie przepraszaj Jane, nie przepraszaj. Tylko opowiedz mi o wszystkim od początku.
Ujęła ją za rękę i podprowadziła do kanapy. 
Usiadły nie puszczając swoich dłoni. 
- To... to wydarzyło się na Twoim weselu - zaczęła - Użalał się nad swoim życiem sama przy stoliku z kieliszkiem szampana, gdy podszedł do mnie Tom. Zaprosił mnie do tańca, a potem wypiliśmy razem dwie butelki whisky. Pierwszy raz się upiłam... Pamiętam tylko, że spędziliśmy ze sobą noc i jak rano uciekałam z jego domu. - westchnęła - Nie powiedziałam Ci od razu kto jest ojcem dziecka, bo nie chciałam, żeby się o tym dowiedział. Niestety jakimś sposobem udało mu się o tym dowiedzieć. Chciał, żebym je usunęła... - pokręciła głową - Ale odmówiłam. Wtedy zarządził, że mam za niego wyjść, bo nie chce żeby jego dziecko było bękartem. Chciałam mu wytłumaczyć, że matki w dzisiejszych czasach same wychowują dzieci i dobrze sobie radzą, ale nie słuchał. Podpisaliśmy papierek i mieliśmy być małżeństwem, aż do narodzić dziecka, a potem się rozwieźć. Niestety, ktoś doniósł o tym do mediów i wszystko wyszło na jaw... Dalej już wszystko wiesz.
Zapadła niezręczna cisza. 
Wpatrywała się w ich złączone dłonie. Nagle Nar rozplotła je i złapała ją za twarz. 
- Po prostu nie mogłam uwierzyć, że mi nie powiedziałaś i, że zaszłaś akurat z NIM w ciążę... No cóż stało się i się nie odstanie...
- Nareesha, ja ... Przepraszam. Naprawdę.
- Już dobrze.- wstała i popatrzyła na nią z góry. - A jak on Cię traktuje ?
- Jakby to wszystko była moja wina. Na szczęście nie będzie go dziś cały dzień. 
- Ano tak. Mają wywiad, a potem koncert. A teraz powiedz mi jak się czuje przyszła matka ? 
- A to jakieś przesłuchanie ? - zaśmiała się. 
- Odpowiedź. - ponagliła z lekkim uśmiechem. 
-  Całkiem dobrze. 
- Nie masz typowych objawów?
- Chodzi Ci o poranne nudności i takie tam ? Mam tylko niechęć do kawy. Gdy czuje jej woń to tak jakby coś mi śmierdziało. Ale ogólnie wszystko jest okej. Jeszcze jakieś pytania, dziennikarko ?
- Tak, jedno. Idziemy na zakupy ?
- Z przyjemnością. - odparła.

***

Po godzinie chodzenia po centrum handlowym poszły do przytulnej knajpki. Na szczęście był mały ruch, więc bez zbędnego czekania zajęły miejsce w rogu sali. 
Zamówiły po herbacie i zaczęły wyjmować rzeczy, które dzisiaj kupiły, z toreb. 
- Świetna jest ta miętowa marynarka, którą kupiłaś.- pochwaliła ją Jane. 
- Dziękuję. Ty też wybrałaś świetne ciuchy. Te dwie sukienki, różowa i czarna są śliczne. Choć nie masz jeszcze ciążowego brzucha, to możesz je zacząć nosić. I dobrze , że kupiłaś sobie parę nowych spodni i bluzek. Powinnaś zaprzestać noszenia jeansów. To chyba nie jest za  zdrowe. Poczytam o tym. Aha,  nie musisz szukać już matki chrzestnej, bo to pewne, że ja nią będę. A propos, to chłopiec czy dziewczynka ? - mulatka trajkotała jak nakręcona katarynka. 
- Oczywiście, że Ty będziesz matką chrzestną.  Nie wyobrażam sobie innej osoby. A co do płci dziecka to jeszcze nie wiem. I szczerze mówiąc nie chce wiedzieć. Ważne, by urodziło się zdrowe. Najlepiej zostać w słodkiej niewiedzy. - wyjaśniła. 
Przyjaciółka uśmiechnęła się do niej promiennie i zaczęła dalej wygłaszać swój monolog.
Pomyślała, że dobrze mieć prawdziwych przyjaciół.

* Perspektywa Tom'a

Było grubo po dwudziestej drugiej, gdy wracali z koncertu samochodem Nath'a. Młody musiał się pochwalić, że zdał na prawo jazdy i pokazać, że i on potrafi. 
Tom cieszył się z tego, bo w końcu będą mieli kierowce, gdy będą chcieli się napić. 
Mknęli ulicami Londynu, gdy ciszę miedzy nimi przerwał głos Max'a. 
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że zataiłeś przed nami prawdę.
Wywrócił oczami. Znowu będzie słuchał kazania.
- Chłopaki, mówiłem już wam. Dowiedziałeś się o tym, że Jane jest w ciąży około 2 tygodni temu. Byłem tak zaskoczony, że nie myślałem za bardzo racjonalnie. Chciałem wam powiedzieć, ale nie znalazłem odpowiedniego momentu... Przepraszam. 
Reszta The Wanted popatrzyła na siebie i pokiwała głowami. 
- Okej, wybaczamy Ci. - odezwał się dobroduszny Jay. - Masz wielkiego plusa za to, że się z nią ożeniłeś i nie zostawiłeś jej na pastwę losu. 
- Ta...- mruknął.
Popatrzył na Sive. Ten kiwnął głową i uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Czyli już nie był na niego zły !
Odetchnął z ulgą. I pomyślał, że cieszy się, że ma takich  dobrych, prawdziwych przyjaciół. 

***********************************************************
*Laboratorium Brizze  - wymyśliłam sobie. Nie ma takiego. 
Połączyłam dwa rozdziały w jedno, bo wydawały mi się za krótkie :D 
Rozdział słodko-gorzki ! 
<link do opowiadania o braciach Pawlickich>
<link do strony na fb>
Za tydzień następny !

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ