Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział drugi

* Perspektywa Tom'a 

Within Temptation - Utopia

- Doktor Foley zdążyła w ostatniej chwili - Bryan, jego prawnik wskazał na umowę przedślubną leżącą na biurku. - Przyszła tuż przed piątą. Była bardzo zdenerwowana. 
- I bardzo dobrze. - Nawet tydzień później Tom nie mógł opanować wściekłości, za to, że chciała przed nim zataić prawdę. Prawie jej nie poznał w tej sali. Ubrana w grafitowy kostiumik i z włosami ściągniętymi opaską wyglądała jak belferka, nie jak kobieta. I jeszcze te wielkie okulary ! 
Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w obraz za oknem. 
Za cztery dni będzie żonaty. I nie powiedział o tym ani słówka chłopakom.  Jak przyjdzie pora to im o tym powie, ale jeszcze taka nie nadeszła. Wszystko się w nim burzyło, oprócz kodeksu moralnego według, którego był wychowany i który mu mówił, że mężczyzna nie porzuca swojego dziecka, nawet jeśli go nie chce.
Stabilizacja jest dobra po skończonej karierze, na stare lata, a nie teraz gdy wszystko w jego życiu i karierze zaczyna się rozkręcać! 
Spełni obowiązek wobec dziecka, ale dla doktor Foley nie będzie taki dobry. Chciała go oszukać! 
- Chciałbym Bryan, żebyś wyświadczył mi przysługę. 
- To znaczy ?
- Znajdź jej czuły punkt. 
Bryan był młody, ale miał oczy rekina. Zrobiłby wszystko, żeby usatysfakcjonować swojego klienta. Jak dotąd wykazał się skutecznością i szybkością działania, nie miał więc wątpliwości, że to się zmieni.
- Żenię się z nią, bo muszę. Chce, żebyś znalazł coś na nią. 
- Zdaje się, że prowadzi spokojny tryb życia. Chyba nie znajdę za dużo kościotrupów w jej szafie. 
- Dlatego dowiedz się, co jest dla niej najważniejsze i zacznij od tej strony. Sprawdź czym przejmuje się najbardziej, wtedy będę wiedział, co jej mam odebrać. 
Niemal widział chodzące trybiki w głowie adwokata. Mniej agresywny prawnik mógłby się wycofać, ale nie Bryan. Lubił polowania. 
Gdy wychodził z jego biura postanowił, że nie powie też nic rodzicom. Nie chciał, żeby przyzwyczaili się do jego przyszłej żoneczki, bo po rozstaniu mogli by za nią tęsknić,  a tego nie chciał. 
Matka cały czas ubolewała nad tym, że widzą się tylko parę razy w roku. Choć była z niego dumna i cieszyła się jego szczęściem cierpiała, gdyż chciałaby mieć swojego jedynego syna przy sobie. 

* Perspektywa Jane

Uroczystość okazała się krótka i przygnębiająca. Trwała niecałe 10 minut.  Nie było kwiatków, serduszek i tabunu znajomych, tylko sędzia, ona, Tom i jego prawnik. 
Po ceremonii adwokat jej męża powiedział, że od teraz będą się porozumiewać z brunetem tylko przez niego. Jej ślubny ograniczył się do wypowiedzenia formułki przysięgi małżeńskiej. 
Odjechali osobnymi samochodami, tak samo jak przyjechali. Ona jechała z powrotem do Cambridge, a on do siebie. 
Zanim dojechała do domu kamień spadł jej z serca. Zobaczy go dopiero za kilka miesięcy. 
Nie powiedziała o tym nic Nareeshy, bo najnormalniej w świecie wstydziła się swojego zachowania. Milczała, bo się bała. 
Powie jej, ale w swoim czasie. 
Tylko kiedy to nastąpi ? 

* Perspektywa Tom'a

Był piątek. Minęły trzy dni od momentu, kiedy poślubił Jane. Nie mógł się przełamać i powiedzieć chłopakom. 
Wszyscy siedzieli przed telewizorem... To znaczy nie wszyscy, bo Siva mieszkał teraz z Nar, więc zostali w piątkę w wielkim domu. Emma się do nich przeprowadziła. 
- Głupio, gdy ona umiera... - westchnął Nathan, gdy pojawiły się napisy końcowe. 
- No... - Em otarła łzy, które spłynęły jej po policzkach. 
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do domu wpadł mulat trzymając jakieś czasopismo w ręce. 
Popatrzyli na niego zdziwieni. 
- Co się stało ? - zapytał Max. 
- To się stało ! - rzucił w niego gazetą. - Pierwsza strona, czytaj na głos.
- Ale o co...
- Czytaj !
- Tom, tu jest Twoje zdjęcie...
- Czytaj ! - ponaglał.
- Ekhm, więc : Jeden z członków  zespołu The Wanted Tom Parker poślubił ... Co !? Jane Foley najmłodszą dziekanką Uniwersytetu Cambridge. Co wy na to? Dlaczego para ukrywała się przed światem ? życzymy młodej parze szczęścia na nowej drodze życia!
Poczuł na sobie świdrujący wzrok wszystkich osób znajdujących się w pokoju.
- To jakiś żart...- szepnął Jay. 
- Co te brukowce znowu wymyśliły! - sapnął Nath.
- To nie żart, to prawda...
- Ale jak to ? Dlaczego to przed nami ukrywałeś ? - łysy podszedł do przyjaciela i nim potrząsnął. 
- A co miałem powiedzieć ?! 'Cześć chłopaki, właśnie ożeniłem się z Jane, nie chciałem tego, ale jestem ojcem jej dziecka!!' 
- Co ?! Ojcem jej dziecka ?!
- Tak.. Wtedy na ślubie Sivy.. Po prostu tak wyszło...
- Mogłeś nam powiedzieć, coś byśmy zaradzili. Nie musiałeś tego ukrywać. - blondyna podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. 
- Zostawcie nas samych.- wysyczał właściciel gazety. 
Usłużnie usunęli się z salonu przechodząc do kuchni. Stanęli obok drzwi i nadstawili uszu.
- Chciałbym Cię sprać na kwaśne jabłko...
- Wyobrażam sobie. - wtrącił brunet.
- ... ale tego nie zrobię.
Popatrzył na niego z niezrozumieniem w oczach. 
- Ożeniłeś się z nią, nie zostawiłeś jej z dzieckiem w drodze na łaskę losu. To Cię ratuję. Nareesha chciała już tu przybiec i wydrapać Ci oczy, ledwo ją powstrzymałem. Jest na Ciebie wściekła, tak samo jak na Jane.. Ale na Ciebie bardziej, ja bym uważał. Gadałem też z naszym menagerem w tej sprawie. Dobrze by było, żebyście się często ze sobą pokazywali. I powinniście ze sobą zamieszkać, bo dziwnie to wygląda, że małżeństwo krótko po ślubie mieszka w dwóch różnych miejscach. 
- Ale...
- Namieszałeś to teraz musisz cierpieć. - stwierdził Siva.
- Chciałem tylko powiedzieć, że tutaj nie tylko ja zawiniłem. 
- No to będzie zabawa. - usłyszeli głos Nath'a, a po chwili też głuchy plask. To pewnie Max wymierzył ten cios. 
'Jak dzieci'- pomyślał zanim jego głowę zaprzątnęły sprawy z Jane. 
***********************************************************
Tom pogrywa sobie ostro, a Siva ukazał wszystkim prawdę. 
Jak wam się podoba ? Proszę pisać !
Mój tt: @AlaShadowhunter
<link do opowiadania o braciach Pawlickich>
<link do strony na facebook'u>
Za tydzień następny! (poniedziałek)

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział pierwszy

* Perspektywa Tom'a

One Direction - Little Things ( cover by The Vamps )

Leżał na łóżku wpatrując się namiętnie w jakiś jeden punkt na suficie, a promienie czerwcowego słońca świeciły mu w oczy. 
Westchnął, gdy przypomniał  sobie wczorajszą noc. Po koncercie poszli do Carmen i Julie i urządzili sobie suto zakrapianą alkoholem imprezę. Niestety Emma nie piła, cały czas trzymała przy swoim. Ach, to prawie rok, a ona cały czas  się nie ugina. To jest sina wola ! 
Nie mógł też wygnać z myśli rudowłosej dziewczyny, którą uwiódł na ślubie Sivy i Nareeshy. Spił ją i siebie. Nic nie pamiętał. Obudził się nazajutrz sam. Potraktował to jako jednorazowy wyskok. 
Młoda para wróciła już z podróży poślubnej, kupili sobie dom jakąś przecznicę stąd. Mieli do nich pięć minut drogi. 
'Boże, wszyscy się zakochują! Co jest ? To jakaś bakteria w wodzie, czy co, że tak nagle kumple dookoła znajdują sobie miłość ? Dobrze, że ja i Nath jakoś podtrzymujemy legendę o groźnych bad boy'ach z The Wanted."
Ponownie westchnął i wstał z łóżka. Ubrał się w czarne jeansy i podkoszulek z napisem " NOT ARREST ME, I'M A ROCK STAR" i zszedł na dół.
Gdy dochodził do kuchni usłyszał przytłumione głosy:
-...Matko, ja nie wiem jak ona sobie teraz poradzi. Przecież wykłada na Uniwersytecie, ma te ciągłe wyjazdy... 
- Poradzi sobie, pomożemy jej. A poza tym ciąża to nie choroba, da radę. Jest silną kobietą. 
- Och, Siva... Może ja do niej teraz pojadę ? Pewnie jest podłamana. 
- Oczywiście, jedź. Kluczyki masz w torebce, a dokumenty są w samochodzie. Zostanę u chłopaków, zadzwoń jak będziesz wracać. I pozdrów ode mnie Jane. Niech się trzyma...
Tom zamarł... Przyjaciółka Nar, która miała na imię Jane jest w ciąży... 
O choinka, przecież to on z nią spał! A sama mu mówiła, że narzeczony ją rzucił. Cholera, w co on się w pakował ?! Zrobił jej dzieciaka!
Z myśli wyrwał go dźwięk zamykanych drzwi. Wszedł do pomieszczenia, w którym siedział mulat. 
- O Tom, co tak wcześnie? Jest po 9, a Ty wyszedłeś z łóżka? Trzeba to zapisać w księdze Guiness'a. - naśmiewał się z kolegi. 
- Jane jest w ciąży ? - palnął, zanim zastanowił się co mówi.
- Tak ? A co...? Podsłuchiwałeś ? - zapytał podejrzliwie. 
- Nie! No co Ty ? Po prostu przechodziłem i usłyszałem strzępek waszej rozmowy, więc...?
- Tak jest. Tylko proszę, nie mów tego nikomu. Nie chciała się przyznać kto jest ojcem dziecka, tylko powiedziała Nar, że jest w ciąży. Martwi się o nią...
- Przecież to zrozumiałe, są przyjaciółkami. Gdzie pojechała  Twoja małżonka ?
- Ach, małżonka... Jak to pięknie brzmi... A wracając do tematu to pojechała do Cambridge, tam wykłada Jane, a co ?
- A nic... Wody ? - zapytał otwierając lodówkę.
- Tak, poproszę.
Czyli jednak... Czemu nie powiedziała, że to ON  jest ojcem dziecka ? 
Dlaczego go nie powiadomiła ?
Ułożył sobie plan: jutro pojedzie do Cambridge, by z nią porozmawiać. 
"Jezu, w co ja się wpakowałem?!" - pomyślał.

* Perspektywa Jane

- Trzy protony i siedem neutronów izotopu... - Jane odwróciła się tyłem do swoich studentów  i zaczęła pisać po tablicy. 
Do tego stopnia pochłonęło ją rysowanie schematów, że nie zwróciła uwagi na zamieszanie za plecami. 
Zaskrzypiały krzesła, rozległy się szepty. 
- Jądro atomu... - szelest kartek. Coraz to głośniejsze szepty. 
Zdumiona odwróciła się, chcąc poznać powód hałasów. 
I zobaczyła Toma Parkera. Opierał się nonszalancko o framugę drzwi. 
Cała krew odpłynęła jej z twarzy i po raz pierwszy pomyślała, że zemdleje. 
Jakim cudem ją znalazł ?
Co tu robi ?
Ach tak... Przecież Nareesha...
Przez moment pomyślała, że może jej nie poznał. Miała na sobie granitową, ołówkową spódnice i takiego samego koloru żakiet. Była też w okularach, a nigdy jej w nich nie widział. Ale nie nabrała go nawet na chwilę.
W sali zapadła cisza. Studenci go rozpoznali, lecz on nie zwracał na nich uwagi. Patrzył wprost na nią. Zmrużył oczy i obrzucił ją lodowatym spojrzeniem. 
Nerwowo przełknęła ślinę. Do końca zajęć zostało jeszcze pięć minut. Musi się go pozbyć, żeby dokończyć wykład. 
- Panie Parker, czy mógłby pan na mnie poczekać w moim gabinecie? Na samym końcu korytarza? 
- Nigdzie się nie ruszam. -po raz pierwszy popatrzył na siedzących na ławach ludzi - Koniec zajęć. Do widzenia. 
Zerwali się na równe nogi, zgarnęli notatki.
- I tak już skończyłam. Do zobaczenia jutro.- powiedziała na pozór spokojnym głosem. W środku niej się wszystko gotowało. 
Wyszli w ciągu kilku sekund, obrzucając ich przy tym ciekawskim spojrzeniem. Brunet odwrócił się i zamknął drzwi na klucz. 
- Otwórz. - poprosiła natychmiast, przerażona,że znajduję się z nim sam-na-sam w jednym, nie za dużym pomieszczeniu. - Porozmawiamy w gabinecie. 
-Najchętniej rozerwałbym Cię na strzępy. 
Gwałtownie nabrała tchu, gdy ogarnęła ją panika. 
- Nie masz mi nic do powiedzenia? Co się stało, pani doktor? Wcześniej się pani buzia nie zamykała.
Podszedł powoli, cofnęła się o krok. 
- Jak się teraz czujesz? - zapytał - A może Twój genialny mózg jest taki wielki, że zajął miejsce serca?  Myślałaś, że może mnie to nie obchodzi, czy może się nie dowiem ?
- Dowiesz? - szepnęła. Dotknęła plecami zimnej ściany. 
- Obchodzi mnie, pani Foley. Nawet bardzo. 
Zrobiło jej się gorąco. 
- Nie wiem o czym mówisz. 
- Kłamiesz.
Podchodził coraz bliżej. 
- Wolałabym, żebyś sobie stąd poszedł.
- Wyobrażam sobie. - podszedł tak blisko, ze dotykał jej ramienia. - Mówię o moim dziecku, pani doktor. O tym, że zaszłaś ze mną w ciążę. 
Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. 
Nic nie mówił - czekał. 
Stwierdziła, że nie ma sensu zaprzeczać, że i tak prędzej czy później by się o tym dowiedział. 
- To nie ma nic wspólnego z Tobą. Proszę, zapomnij o tym. 
Jęknęła, gdy złapał ją za ramiona i gwałtownie potrząsnął. 
- Zapomnieć ?! Jak mam zapomnieć ?!
- Nie przypuszczałam, że cię to może obchodzić ! Przecież taka gwiazda jak Ty niczym się nie przejmuję! 
- Owszem. - powiedział przez zaciśnięte usta. 
- Proszę... Ja... Nie spodziewałam się, że zajdę w ciążę. Wtedy. I to z Tobą. Nigdy wcześniej nie zrobiłam czegoś takiego... No cóż, stało się. Nie możemy tego zmienić.  Chciałam urodzić to dziecko nie mieszając Cię w to. Nie miałeś się o niczym dowiedzieć. 
- Mogłabyś załatwić aborcję. 
- Nie ! Pokochałam to dziecko ! Nie !
Myślała, że nadal będzie ją namawiał, ale milczał. Odwróciła się i odsunęła się od niego, by mieć więcej przestrzeni. Musiała chronić siebie i Fasolkę. 
- Oto, co nas czeka pani profesor. Za kilka dni pojedziemy do urzędu stanu cywilnego i weźmiemy ślub. Mam tam znajomych. Zrobimy tak, że prasa się o nas nie dowie. 
Wstrzymała oddech, porażona jego jadowitym tonem. 
- Nie licz na romantyczny miesiąc miodowy. Po ceremonii rozstajemy się, a kiedy dziecko przyjdzie na świat, weźmiemy rozwód. 
- Nie wyjdę za Ciebie! Nie rozumiesz ?! Nie obchodzą mnie Twoje pieniądze ! Niczego od Ciebie nie chcę!
- Nie obchodzi mnie, czego chcesz.
- Dlaczego to robisz?
- Bo nie chcę, żeby moje dziecko było bękartem.
- Nie będzie bękartem. W dzisiejszych czasach matki...
- Zamknij się ! Mam wiele praw. Włącznie z prawem opieki, o które będę walczył, jeśli akurat przyjdzie mi na to ochota !
- Prawem opieki ?! Nie możesz ! To moje dziecko !
- Nie tylko.
- Nie wyjdę za Ciebie.
- Wyjdziesz, wyjdziesz. A wiesz dlaczego ? Bo prędzej Cię zniszczę niż dopuszczę do tego, by moje dziecko dorastało jako bękart!
- Czasy się zmieniły...
- Posłuchaj uważnie : sprzeciwisz mi się, a zażądam wyłącznego prawa opieki.  Będziemy się procesowali, aż pójdziesz z torbami.
- To niesprawiedliwe. Nie chcesz tego dziecka.
- Rzeczywiście, dzieciak to ostatnia rzecz, jakiej mi teraz potrzeba. Tak jak mówiłem, nie chce, żeby moje dziecko było bękartem. 
- Nie mogę. Nie chce. 
Puścił jej uwagę mimo uszu. 
- Mój prawnik jutro się z Tobą skontaktuje, musisz podpisać intercyzę. Ja nie ruszę Twoich pieniędzy, a Ty moich. Poczuwam się do finansowej odpowiedzialności tylko za dzieciaka. 
- Nie chce Twoich pieniędzy! Sama dam sobie świetnie radę !
- Za tydzień będziemy małżeństwem. Później będziemy się porozumiewali przez mojego prawnika. 
Boże, co ona narobiła?! Przecież nie powierzy dziecka temu barbarzyńcy, nawet na krótko!
Od tej pory będzie się kierować tylko dobrem dziecka. 
Porwała książki z katedry i ruszyła do drzwi.
- Zastanowię się nad tym. 
- Masz czas do piątej w piątek po południu.

**********************************************************
Jejku, ależ oni batalie stoczyli w tej sali. Jak wam się podoba lub nie podoba zachowanie Toma ? Dobrze postąpił ?
Następny rozdział dodam w niedziele po południu, gdyż w poniedziałek jadę na Litwę. Nie będzie mnie do soboty :)
<link do strony na facebook'u>
<link do opowiadania o braciach Pawlickich>

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ


niedziela, 11 sierpnia 2013

Prolog - "I Found You" (część III ) + Bohaterowie + Zwiastun

* Perspektywa Jane

The Wanted - I Found You

1 kwietnia pogoda była piękna. 
Siedziała sama przy stoliku z kieliszkiem szampana przyglądając się gościom weselnym Nareeshy i Sivy.
Zatopiła się we wspomnieniach. 
Dziewczyna zadzwoniła do niej, gdy była w Niemczech na Uniwersytecie. Akurat przeprowadzała eksperyment na kwarkach, ale zaniechała go, bo przyjaciółka nie telefonowałaby bez powodu. 
Wiadomość o ślubie przyjęła głośnym piskiem, co trochę zgorszyło starszych profesorów, którzy byli obecni na sali. 
Poznała Nar gdy miała ona lat 14. Jane była rok starsza od niej. Miała wolną chwilę od nauki. Wyszła na dwór, by się przejść. Gdy była  w parku zauważyła śliczną mulatkę obok której leżała deskorolka. Z jej kolana ciekła krew. Żałośnie płakała. Podeszła do niej bez słowa, wyciągnęła chusteczki z kieszeni i przycisnęła do rany. Ten incydent zapoczątkował ich wieloletnią przyjaźń, która trwała aż do dziś. 
Była jej druhną. 
Jedną z czterech.
 Nie zapoznała się szczególnie z innymi, gdyż przyjechała 36 godzin temu. Miała na sobie piękną suknię do ziemi, która dodawała jej kobiecości. Nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, zazwyczaj nosiła ołówkowe spódnice i żakiety. Miała krótkie, kręcone rude włosy, które nie zawsze dawały się ujarzmić. 
'Cudowne dziecko' - pomyślała z goryczą upijając łyk trunku. 
Nazywano ją cudownym dzieckiem. W wieku 25 lat zdobyła doktorat z fizyki kwantowej i historii Europy. Pracuje na Uniwersytecie Cambridge, wykładając fizykę kwantową i historię Europy. Pisuje artykuły do najpopularniejszych czasopism popularno-naukowych w kraju i zagranicą. 
Westchnęła i opróżniła swój kieliszek do dna. 
Poczuła na sobie czyiś wzrok. Rozejrzała się dyskretnie i zauważyła, że jeden z drużb Sivy przygląda się jej bacznie.
Wyglądał ... interesujący w dobrze skrojonym garniturze i śnieżnobiałej koszuli. Zdaję się, że miał na imię Tom. Tak - na pewno. Przecież miała świetną pamięć. 
Brunet uśmiechnął się do niej czarująco i ruszył w stronę jej stolika. Lekko speszona czekała na rozwój wydarzeń. 
Wziął dwa kieliszki szampana od  przechodzącego obok kelnera nie spuszczając przy tym z niej oczu. 
Przystanął i zapytał :
- Czy można się przysiąść ? 
Skinęła na znak zgody.
Zajął miejsce obok niej i podał trunek, który przyniósł ze sobą. Stuknęli się nimi i wypili do dna. 
- Zauważyłem, że nie ma pani dobrego humoru.  Siedzi pani z niewesołą miną, a przecież trzeba się radować. To taki radosny dzień!
- Ogromnie się cieszę, ze ślubu Sivy i Nareeshy. Po prostu wróciłam z Niemiec 36 godzin temu i chyba zmiana strefy czasowej mi źle służy. 
- W takim razie porywam panią na parkiet. Czas się zabawić. - wyciągnął do niej rękę i zaprowadził na środek ogrodu gdzie był parkiet. Akurat leciała wolna piosenka, dlatego kołysali się lekko w takt muzyki. Nie była dobrą tancerką, ale Tom to chyba wyczuł, bo poprowadził ją zręcznie w tańcu. 

***

2 godziny później...

- I mówię Ci ...- czknęła- on wtedy powiedział, że atom jest mniejszy od kwarku. Hahaha, student fizyki kwantowej ! Hahaha. - śmiała się jak głupia. 
Nie wiedziała, czy Tom rozumiał to co mówiła, ale śmiał się razem z nią. 
Pili już 2 butelkę whisky. Nawet nie pamiętała jak do tego doszło. Po prostu po dwudziestu minutach spędzonych na parkiecie poszli do baru, by się czegoś napić. Zaczęli od szklaneczki bursztynowego trunku, teraz siedzieli zalani w trupa. 
- Och Jane, jesteś taka piękna. - westchnął dotykając jej policzka.
- Dziękuję. Wiesz, że pierwszy raz mi to ktoś powiedział? Mój były narzeczony nie mówił mi tego nigdy. Zostawił mnie dla dwudziestojednoletniej sekretarki o imieniu Pamela. Był ode mnie starszy o 5 lat... Gdy odchodził powiedział : Przepraszam Jane, ale już mnie nie podniecasz.
- Co za dureń ! Ja takiego skarbu bym nigdy nie wypuścił z rąk. 
- Kłamiesz. - zaśmiała się. 
- Słowo honoru. - jak harcerz na zbiórce przyłożył prawą rękę do piersi, a drugą podniósł do góry.
Śmiejąc się opróżnili następną szklaneczkę. 

***

Godzinę później...

Nie mogli oderwać od siebie rąk. 
Leżeli na łóżku oddając się chwili zapomnienia i rozkoszując się pożądaniem, które ich ogarnęło. 
Było słychać tylko ich przyspieszone oddechy i głośne bicie serc.
Zatracili się w sobie. 

****

Rano obudziła się z lekkim bólem głowy. 
Przeciągnęła się i otworzyła oczy. 
Zamarła patrząc na leżącego obok nagiego Toma. 
Przypomniały jej się wydarzenia wczorajszej nocy. Ona - osoba, która ma doktorat z fizyki i historii Europy i jedno z większych IQ upiła się i poszła do łóżka z prawie nieznanym jej mężczyzną ! 
Co w nią wstąpiło!? 
Cichutko wstała i nałożyła na siebie wczorajsze ubranie, które było porozrzucane po całym pokoju. 
Bojąc się, że go obudzi  na paluszkach podeszła do drzwi i opuściła pomieszczenie, w którym nieświadomy niczego brunet spał słodko. 
Była w jakimś domu, zapewne jej wczorajszego kochanka. 
Ruszyła na dół w poszukiwaniu drzwi frontowych. 
Odetchnęła, gdy znalazła się na dworze, na nikogo nie wpadając. 
Zamówiła taksówkę i pojechała do domu. 
Mieszkała w Cambridge, godzinę drogi do Londynu. Miała dużo czasu do rozmyślań. 
Siva i Nareesha, pojechali wczoraj wieczorem na wyspy Kanaryjskie na 'miesiąc' miodowy, który musieli skrócić o 2 tygodnie, z powodu pracy pana młodego. 
By nie wspominać wczorajszej nocy z brunetem spróbowała myśleć o kwarkach. Nic z tego nie wyszło, bo co chwila miała przed oczami jego ręce, które błądziły po jej ciele. 

***

3 miesiące później.

- Nie miała pani miesiączki przez tak długi okres i to panią nie zmartwiło ? - spytała pani ginekolog. 
- Szczerze mówiąc to nie... Przez ostatnie dwa tygodnie podróżowałam po Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej. Dużo razy się tak zdarzało, że przez zmianę strefy klimatycznej i czasowej okres mi się spóźniał i to się zdarzało dość często. Byłam tak pochłonięta pracą, że nie zwróciłam na to uwagi...
- A to błąd. - wytknęła jej - Bo jest pani w ciąży. 
- Słucham ?! - zapytała z niedowierzaniem. 
- Jest pani w ciąży. Ale proszę się nie denerwować, gdyż... - nie słuchała co mówiła. Nagle jej cały świat się zawalił. 
Jak mogli się nie zabezpieczyć ?! 
Jak mogła być tak bezmyślna ?! 
Ona w ciąży ! Jak sobie z tym poradzi ?! 
A jeśli Tom... och nie ! O czym ona myśli! Przecież mu o niczym nie powie...
Położyła w obronnym geście rękę na brzuch.
" Nikt nie skrzywdzi mnie i mojej Fasolki" - pomyślała.



******

BOHATEROWIE


Jane Foley
Lat 25. Wzrost -  163 cm. Ma pamięć fotograficzną i to w większości dzięki niej ma w wieku 25 lat doktorat z fizyki kwantowej i historii Europy. Jej matka zmarła przy porodzie, a ojciec 5 lat temu. Mieszka w Cambridge, godzinę drogi do Londynu. Pracuję na Uniwersytecie Cambridge wykładając fizykę kwantową i historię Europy. Piszę też artykuły popularno-naukowe dla największym czasopism w UK i zagranicą. Jej jedyną i najlepszą przyjaciółką jest Nareesha. Marzy o napisaniu romansu historycznego, ale nie ma na to czasu. 



Nareesha Kaneswaran 

Lat 24. Wzrost - 169 cm. Jest żoną Sivy, jednego z członków The Wanted. Zajmuję się projektowaniem butów. Przyjaźni się od 10 lat z Jane. Ma też dobry kontakt i uważa za przyjaciółki Emmę [dziewczynę Maxa], Carmen [dziewczynę Jay'a], Julie [dziewczynę Andrew, brata Carmen]. Jest towarzyska i bardzo piękna. Pomoże Jane w trudnych chwilach. 


The Wanted

Od lewej - Jay McGuines (23 lata, chłopak Carmen), Max George (25 lat, chłopak Emmy), Tom Parker (25 lat), Siva Kaneswaran ( 25 lat, mąż Nareeshy), Nathan Sykes (20 lat). 

+ Carmen White (21 lat, dziewczyna Jay'a, siostra Andrew), Julie Raven (20 lat, dziewczyna Andrew), Andrew White ( 23 lata, chłopak Julie, brat Carmen) - bohaterowie I części opowiadania 
+ Emma Houston (23 lata, dziewczyna Max'a) - bohaterka II części opowiadania. 


******

ZWIASTUN 


<link>
*********************************************************************************
UWAGA : Założyłam stronę na facebook'u o mojej twórczości. Można tam się dowiedzieć o nowych rozdziałach. Są też tam lekkie spoilery. Zapraszam  <link>

I jak się wam podoba prolog ? Zaszalałam co nie ?:D Mi się podoba mój pomysł. ? II części za mało było Julie i Andrew, ale będą teraz,  tak samo jak Emma i Carmen :D 
Dziękuje za ponad 10 tys. wejść !!!
Kocham was <3

Za tydzień następny !

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 14 (ostatni części II)

* Perspektywa Emmy 

~ Czytaj notkę pod rozdziałem 

The Wanted - Let Me Love You

Obudziła się dość późno, bo po dwunastej. Gdy ubierała się w łazience unikała patrzenia w lustro. Wiedziała, że wygląda koszmarnie po przepłakanej nocy. 
Zadzwoniła do szefa, by powiedzieć mu, że chce wrócić jutro do pracy. Z lekkim zaskoczeniem zgodził się na to.
Nie chciała sprawdzać poczty. Spodziewała się, że Max zasypał ją tysiącem mejli. Z westchnieniem wzięła książkę z regału i zagłębiła się w lekturze. 
Po godzinie ktoś zadzwonił do drzwi. Zaintrygowana poszła otworzyć. Na progu stał uśmiechnięty od ucha do ucha nastolatek z wielkim bukietem herbacianych róż przed sobą. 
- Dzień dobry. Czy tu mieszka Emma Houston ? 
- Tak, to ja. 
- To dla pani. - podaj jej kwiaty - Proszę pokwitować.
Zdezorientowana złożyła swój podpis pod kwitem i zamknęła za nim drzwi. 
Zauważyła liścik, był pisany ręką George'a :

Gdy się pokłóciliśmy, mówiłaś, że to wszystko działo się zbyt szybko. Mam nadzieję, że spodobają Ci się moje starania o Twoje względy. 

Max

Nie wiedziała co ma o tym myśleć.
 Chce starać się o jej względy?
 Zależy mu na niej ?
 Ale przecież ostatnio tak źle ją potraktował...  Nie chciała już o tym myśleć. 
Wybrała się na samotny spacer po parku.

***

Gdy wróciła z dworu na wycieraczce przed jej drzwiami leżał wielki pluszowy miś. Nie była do niego przyczepiona żadna karteczka, lecz domyśliła się od kogo jest. 
Był już wieczór, gdy usłyszała głośne stukanie do drzwi, poszła otworzyć. 
W progu stał  krzepki mężczyzna z papierosem w ustach. Miał na sobie siwy kombinezon, a naszywka na jego czapce zdradzała pracownika znanego sklepu ze sprzętem elektronicznym. 
- Emma Houston ? - zapytał, wypuszczając dym z ust. 
- Tak.
- Wnoś, Harvey. - rzucił do kogoś stojącego u podnóża schodów, po czym przekroczył próg jej mieszkania. 
Chłopak nazwany Harveyem spełniał najwyraźniej funkcję tragarza, bo wniósł do jej domu stos pudełek. 
- Gdzie to postawić, proszę pani ?
- Nie wiem... Co to jest ? 
Pierwszy z przybyszów zerknął na trzymany w dłoniach notes i odczytał:
- Jedna wieża stereo, dwa głośniki i jeden zestaw płyt. 
W zdumiewająco krótkim czasie Harvey zainstalował cały przyniesiony sprzęt, podczas gdy jego kolega nadzorował przebieg pracy. Jedna z płyt została od razu umieszczona w odtwarzaczu i pokój wypełniły łagodne dźwięki  romantycznej ballady. Po otrzymaniu instrukcji obsługi Emmie pozostało jeszcze pokwitowanie odbioru i obaj pracownicy opuścili jej azyl.
Spokojna muzyka wypełniała ciszę, która powstała po ich wyjściu. 
Usiadła na krześle i spojrzała na niewielki kartonik  przypięty do broszurki. Pod emblematem firmy Max napisał :

Taniec to jeden ze sposobów starania się o czyjeś względy, lecz w obecnej sytuacji mogę ofiarować Ci jedynie muzykę.


Max

Słodkie dźwięki  przypomniały  jej jak tańczyli na balu dobroczynnym. Jego silne dłonie, które obejmowały ją w bezpiecznym uścisku...
Z jej oczu ponownie trysnęły łzy. 
Nagle uderzyła ją prawda, którą za wszelką cenę nie chciała przyjąć do wiadomości. 
Zakochała się w nim. Tak, zakochała. Nie wiedziała kiedy, ale tak było. 
Oddała mu serce i ciało... Całą siebie...
Nie rozumiała jego zachowania lub po prostu nie chciała zrozumieć. 
Szlochając rzuciła się na łóżko.
Po dwóch godzinach zasnęła. 

***

Nie przygotowała się jakoś specjalnie do pracy. Wciągnęła na siebie czarne dżinsy, białą bluzkę i tego samego koloru co spodnie, marynarkę. 
Wzięła torebkę i wyszła z domu. 
Nie dość, że spóźniła się na autobus, to jeszcze zaczęło padać ! Totalna porażka !
Gdy w końcu dotarła do pracy na jej biurku stał kosz z kwiatami.
Czytając liścik wstrzymała oddech:

Plan trasy :
Kieruj się w stronę windy numer trzy. 

Lekko zadziwiona, ale i zaciekawiona ruszyła w stronę windy. 
Gdy do niej weszła w środku czekała na nią kartka przyczepiona do ściany:

Wyjdź przed główne drzwi budynku. 

Gdy winda się zatrzymała biegiem ruszyła do drzwi, szeroko je otworzyła i wyszła na zewnątrz. Padał deszcz i było przeraźliwie zimno, ale zignorowała to szukając wzrokiem swojego mężczyzny. 
Nigdzie nie mogła go znaleźć, lecz zauważyła pojedyncze kwiaty, które tworzyły ścieżkę od drzwi biura. Poszła nią, aż dotarła do rogu ulicy. Weszła w inną uliczkę i zauważyła tam Max'a, który dzierżył w ręce kartkę z napisem : 

Znalazłaś drogę do mojego serca.

Stanęła jak wryta patrząc na niego otwartymi oczami. Wzbierały w nich łzy. 
Podszedł do niej powolnym krokiem. Gdy w końcu się zatrzymał dzieliły ich centymetry. 
- Przepraszam Emmo. - szepnął.
- Nie... To ja przepraszam... 
- Ciiii ! To ja zachowałem się jak zazdrosny dupek. Ale musisz mnie zrozumieć. - dotknął jej policzka - Byłem zazdrosny o kobietę, którą kocham. 
- Ale ... - chciała już coś powiedzieć, ale jej przerwał.
- Od pierwszego dnia, kiedy na mnie wpadłaś... To było dokładnie na tej ulicy... Przewróciłaś mój świat o 360 stopni. Zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia. Gdy mnie okłamałaś, że masz chłopaka byłem zdruzgotany. Ale jak przedwczoraj  ode mnie odeszłaś mój świat legł w gruzach... Wiem, że możesz myśleć, że zwariowałem, że to nie jest możliwe, ale... Tak... Kocham Cię z całego serca, panno Houston. 
- Ja...
- Przepraszam, że wtedy tak Ci zwymyślałem. Byłem bardzo zazdrosny. Zazdrosny o to, że ktoś dotykał Cię przede mną...
- Och, Max...
- Emmo, wybacz mi, proszę. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że kobieta, którą kocham najbardziej na świecie nie jest ze mną. 
- Max... 
- Tak ?
- Jeśli pozwolisz mi w końcu dojść do słowa to chciałabym Ci coś ważnego powiedzieć ! - wysyczała z udawaną złością. 
- Już milczę. - podniósł ręce do góry w geście poddania. 
- Ja Ciebie też kocham. - wyszeptała patrząc mu głęboko w oczy. 
- Tak ? - zapytał z niedowierzaniem. 
- Tak głuptasie ! Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie, choć masz parę wad. Kocham Cię.
- Och, Emma...- wyszeptał w jej usta, a potem złączył ich wargi w czułym pocałunki. 
- Kocham Cię. - powiedział, gdy w końcu się od siebie oderwali. 
- Ja Ciebie również. - ponownie zaczęli się całować. 
- A Jay i Carmen ?  - spytała, gdy złapała już oddech. 
- Tak... Nie mogą bez siebie długo wytrzymać. - obdarzył ją promiennym uśmiechem - A jak podobały Ci się moje starania o Twoje względy ? 
- Och, podobały. Bardzo... - spojrzała na zegarek na ręce i przypomniała sobie o swoim zajęciu - Przepraszam Max, ale muszę wracać do pracy. Mam pewnie z dobrą godzinę spóźnienia !
- Spokojnie, wszystko wytłumaczyłem Twojemu szefowi. Masz dzisiaj  wolne. Nawet mnie pochwalił, mówiąc, że znalazłem sobą mądrą, a zarazem piękną dziewczynę. 
Spąsowiała. 
- Czy mówiłem już pani, że panią kocham ? - zapytał, gdy trzymając się za ręce szli w nieznanym im kierunku. 
- Och, tak. Ja pana również, ale chyba pan to już wie, prawda? 
Przekomarzając się poszli przed siebie. 
Pomyślała, że po trzech lat samotności i bycia zagubioną dziewczyną  odnalazła nowych przyjaciół i prawdziwą miłość. 

***********************************************************
 Skończyłam tą część ! Część TRZECIA ukarzę się się za TYDZIEŃ !
Mam nadzieję, że podobała wam się historia Max'a i Emmy.. Ale nie żegnamy się z nimi jeszcze, bo w następnej części też będą uczestniczyć tak samo jak Carmen, Julie i Andrew. 
Następna część będzie o Tomie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
<link do opowiadania o braciach Pawlickich>
Za tydzień prolog  i zwiastun części III !

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ