Obładowana książkami wychodziła z Uniwersytetu na czerwcowe słońce.
Zatrzymała się jak wryta.
Rzeczy, które trzymała w rękach upadły na ziemię.
Przed nią, oparty o maskę samochodu, stał Tom.
Czego on od niej chciał ?
Zmieszana, uklękła i ponownie zgarnęła wszystko w ręce.
- Czego chcesz? Myślałam, że mamy kontaktować się przez Twojego adwokata.
- Tak miało być, ale przez zaistniałą sytuację...
- Jaką sytuację ?
- To Ty nic nie wiesz? - westchnął.
Pokręciła głową.
Wyjął z wozu gazetę i podał jej ją. Przebiegła wzrokiem po tekście. Momentalnie zbladła.
- O cholera...
- No właśnie. Prawie cały świat dowiedział się o naszym małżeństwie. Musimy podtrzymać to, dlatego musisz się do mnie wprowadzić. Żeby nie domyślili się prawdy.
- Ale...
- Nie ma żadnego 'ale'. Naważyliśmy piwa, teraz musimy je wypić. Wskakuj. - otworzył jej drzwiczki auta - Pojedziemy do Ciebie po rzeczy.
- Ale ja nie mogę tak nagle wyjechać ! Pracuję ! Jest środek tygodnia, w których odbywają się seminaria. To że rok studencki się skończył, nie znaczy, że ...
- Spokojnie, załatwiłem to już z Twoim szefem. Dał Ci urlop. Roczny. Będziesz miała na wszystko czas.
Wytrzeszczyła na niego oczy.
- Roczny urlop ?! Czyś Ty oszalał !?
- Chyba tak. A teraz nie piekl się tak, tylko wskakuj. Pojedziemy do Ciebie po rzeczy, a potem do Londynu.
- I co ? Mam mieszkać z wami wszystkimi ? - zapytała, gdy usadowiła się na miejscu pasażera.
- Nie, kupiłem dom. - burknął i zapalił silnik.
Była mu wdzięczna, że nie chciał przedłużyć konwersacji. Była zbyt zdziwiona, by coś mówić. Poinstruowała go tylko gdzie ma pojechać.
Wysiedli koło żółtego, piętrowego domu, na którego ganku stał stolik i kilka krzeseł.
Gdy weszli do środka, zawołała:
- Church, gdzie jesteś ? Church ?
Popatrzył na nią niezrozumiale.
- To mój kot. - wyjaśniła.
Ich oczom ukazał się rudy kocur, który szybko podbiegł do swojej pani i zaczął łasić się u jej stóp. Podniosła go, nasypała karmy do miseczki i postawiła na ziemi.
- Usiądź w salonie. Postaram się jak najszybciej uwinąć.
Skinął głową i odszedł.
Spakowanie zajęło jej niecałe 20 minut.
Wsadziła Church'a do klatki i stanęła przed mężem.
- Możemy ruszać.
- Okej, żono. - zaakcentował ostatnie słowo.
W Londynie znaleźli się o godzinie 20:00.
Pamiętała tą dzielnicę, stąd uciekała po ich wspólnej upojnej nocy.
- Ty tu czasem nie mieszkasz z chłopakami ? - wskazała duży, piętrowy dom.
- Tak, mieszkamy tutaj. A obok - wskazał dom z niebieskimi okiennicami - mieszka Carmen i Julie. Druhny Nar.- przybliżył.
- A my gdzie mamy mieszkać ?
- Tutaj. - wskazał dom za jej plecami.
Odwróciła się i zobaczyła piękny, dwupiętrowy budynek koloru białego. Pokryty był czerwoną dachówką. Miał też ganek. Wyglądał świetnie !
- Jest przepiękny. - szepnęła.
- Wejdźmy do środka. - wziął bagaże i podał jej klucze.
Otworzyła drzwi i weszła do przestronnego hallu. Położyła torebkę na stoliku i wypuściła kota z klatki. Ten pobiegł w nieznanym kierunku.
Po prawej stronie była przestronna kuchnia połączona z jadalnią, w której stał duży dębowy stół. Na dole mieściła się jeszcze łazienka i spiżarnia.
Na pierwszym piętrze znajdowała się duża małżeńska sypialnia, którą ominęła szerokim łukiem. Razem były tam trzy pokoje i łazienka. Na trzecim piętrze to samo.
- Możesz zająć całe drugie piętro.
- Dobrze.
- I pilnuj tego swojego kota...
- Church'a. - przypomniała.
- Ja wychodzę. - obrócił się na pięcie i wyszedł.
Zasmucona, powlokła się do kuchni. Zajrzała do spiżarni. Zobaczyła tam
pełno pudełek z płatkami śniadaniowymi, jakieś cukierki i słoiki z dżemem.
- Super. - mruknęła i poszła otworzyć lodówkę.
Tym razem zauważyła pełno jogurtów, mleko i różne wędliny.
Z westchnieniem wzięła dwa kubeczki z truskawkowym jogurtem i ruszyła do swojego pokoju. Był on koloru beżowego. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem, a obok szafka nocna z lampką. Dostrzegła też wielką dębową szafę, regał z książkami, stolik i trzy pufy. Porozstawiała swoje rzeczy oraz posłanie Church'a i położyła się do wielkiego łoża.
Cisza w domu była przytłaczająca, ale szybko zasnęła.
* Perspektywa Tom'a
Kilka minut po północy zamknął się w swoim gabinecie i zadzwonił do swojego adwokata.
Bryan odebrał telefon, jak zawsze przygotowany.
- Czego się dowiedziałeś?
- Na razie niczego. Może dlatego, że jej życie prywatne w ogóle nie istnieje.
- A co robi w wolnym czasie?
- Pracuje. To jej całe życie.
- Jakieś plamy na karierze ?
- Pracuje w laboratorium Brizee* i ma pewne problemy z szefem tego laboratorium. Ale to raczej zazdrość zawodowa. Fizyka kwantowa to raczej męska sprawa, tego są zdania starsi naukowcy.
Zmarszczył czoło.
- Spodziewałam się czegoś więcej.
- Zdaję sobie sprawę, że chciałbyś to mieć na wczoraj, ale jeśli mam zachować dyskrecje to muszę uważać.
- Okej, masz tyle czasu ile chcesz, tylko to załatw. Daję Ci wolną rękę.
- Rozumiem. To wszystko ?
- Tak, dobranoc.
- Dobranoc.
Usiadł w fotelu i się zamyślił.
Od zawsze lubił dzieci. Od dwóch lat regularnie przesyłał pieniądze do sierocińca, ale robił to w dyskretny sposób, bo nie chciał, żeby prasa dowiedziała się o tym i nazwała go "świętym Tom'em". Wyobrażał sobie, że jeśli już ma się żenić to na zawsze. Dorastał w pełnej rodzinie i z przykrością patrzył jak jego koledzy z branży walczą z byłymi żonami o dzieci. Przysiągł sobie, że jego dziecka nie spotka taki los, ale stało się inaczej.
Po chwili Morfeusz objął go swoimi ramionami i porwał w krainę snów.
* Perspektywa Jane
MKTO - Classic
Obudziły ją promienie słońca, które padły na jej zaspaną twarz. Z wielką niechęcią podniosła się i skierowała do łazienki. Po krótkim prysznicu i przebraniu się w jeansy, które ledwo mogła zapiąć i granatową koszulę z rękawami trzy czwarte zeszła na dół z nadzieją, że jej mąż już wyszedł. Na szczęście go tam nie zastała. Nalała Church'owi mleka do miseczki, a sama wyciągnęła dla siebie jogurt i natychmiastowo go pochłonęła.
Jej uwagę przykuła karteczka, która była przyczepiona do jednej z szafek kuchennych. Zerwała ją i przeczytała :
Mam dzisiaj wywiad w radio, a potem koncert. Nie wiem kiedy wrócę.
***********************************************************
*Laboratorium Brizze - wymyśliłam sobie. Nie ma takiego.
Połączyłam dwa rozdziały w jedno, bo wydawały mi się za krótkie :D
Rozdział słodko-gorzki !
<link do opowiadania o braciach Pawlickich>
<link do strony na fb>
Za tydzień następny !
- Roczny urlop ?! Czyś Ty oszalał !?
- Chyba tak. A teraz nie piekl się tak, tylko wskakuj. Pojedziemy do Ciebie po rzeczy, a potem do Londynu.
- I co ? Mam mieszkać z wami wszystkimi ? - zapytała, gdy usadowiła się na miejscu pasażera.
- Nie, kupiłem dom. - burknął i zapalił silnik.
Była mu wdzięczna, że nie chciał przedłużyć konwersacji. Była zbyt zdziwiona, by coś mówić. Poinstruowała go tylko gdzie ma pojechać.
Wysiedli koło żółtego, piętrowego domu, na którego ganku stał stolik i kilka krzeseł.
Gdy weszli do środka, zawołała:
- Church, gdzie jesteś ? Church ?
Popatrzył na nią niezrozumiale.
- To mój kot. - wyjaśniła.
Ich oczom ukazał się rudy kocur, który szybko podbiegł do swojej pani i zaczął łasić się u jej stóp. Podniosła go, nasypała karmy do miseczki i postawiła na ziemi.
- Usiądź w salonie. Postaram się jak najszybciej uwinąć.
Skinął głową i odszedł.
Spakowanie zajęło jej niecałe 20 minut.
Wsadziła Church'a do klatki i stanęła przed mężem.
- Możemy ruszać.
- Okej, żono. - zaakcentował ostatnie słowo.
W Londynie znaleźli się o godzinie 20:00.
Pamiętała tą dzielnicę, stąd uciekała po ich wspólnej upojnej nocy.
- Ty tu czasem nie mieszkasz z chłopakami ? - wskazała duży, piętrowy dom.
- Tak, mieszkamy tutaj. A obok - wskazał dom z niebieskimi okiennicami - mieszka Carmen i Julie. Druhny Nar.- przybliżył.
- A my gdzie mamy mieszkać ?
- Tutaj. - wskazał dom za jej plecami.
Odwróciła się i zobaczyła piękny, dwupiętrowy budynek koloru białego. Pokryty był czerwoną dachówką. Miał też ganek. Wyglądał świetnie !
- Jest przepiękny. - szepnęła.
- Wejdźmy do środka. - wziął bagaże i podał jej klucze.
Otworzyła drzwi i weszła do przestronnego hallu. Położyła torebkę na stoliku i wypuściła kota z klatki. Ten pobiegł w nieznanym kierunku.
Po prawej stronie była przestronna kuchnia połączona z jadalnią, w której stał duży dębowy stół. Na dole mieściła się jeszcze łazienka i spiżarnia.
Na pierwszym piętrze znajdowała się duża małżeńska sypialnia, którą ominęła szerokim łukiem. Razem były tam trzy pokoje i łazienka. Na trzecim piętrze to samo.
- Możesz zająć całe drugie piętro.
- Dobrze.
- I pilnuj tego swojego kota...
- Church'a. - przypomniała.
- Ja wychodzę. - obrócił się na pięcie i wyszedł.
Zasmucona, powlokła się do kuchni. Zajrzała do spiżarni. Zobaczyła tam
pełno pudełek z płatkami śniadaniowymi, jakieś cukierki i słoiki z dżemem.
- Super. - mruknęła i poszła otworzyć lodówkę.
Tym razem zauważyła pełno jogurtów, mleko i różne wędliny.
Z westchnieniem wzięła dwa kubeczki z truskawkowym jogurtem i ruszyła do swojego pokoju. Był on koloru beżowego. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem, a obok szafka nocna z lampką. Dostrzegła też wielką dębową szafę, regał z książkami, stolik i trzy pufy. Porozstawiała swoje rzeczy oraz posłanie Church'a i położyła się do wielkiego łoża.
Cisza w domu była przytłaczająca, ale szybko zasnęła.
* Perspektywa Tom'a
Kilka minut po północy zamknął się w swoim gabinecie i zadzwonił do swojego adwokata.
Bryan odebrał telefon, jak zawsze przygotowany.
- Czego się dowiedziałeś?
- Na razie niczego. Może dlatego, że jej życie prywatne w ogóle nie istnieje.
- A co robi w wolnym czasie?
- Pracuje. To jej całe życie.
- Jakieś plamy na karierze ?
- Pracuje w laboratorium Brizee* i ma pewne problemy z szefem tego laboratorium. Ale to raczej zazdrość zawodowa. Fizyka kwantowa to raczej męska sprawa, tego są zdania starsi naukowcy.
Zmarszczył czoło.
- Spodziewałam się czegoś więcej.
- Zdaję sobie sprawę, że chciałbyś to mieć na wczoraj, ale jeśli mam zachować dyskrecje to muszę uważać.
- Okej, masz tyle czasu ile chcesz, tylko to załatw. Daję Ci wolną rękę.
- Rozumiem. To wszystko ?
- Tak, dobranoc.
- Dobranoc.
Usiadł w fotelu i się zamyślił.
Od zawsze lubił dzieci. Od dwóch lat regularnie przesyłał pieniądze do sierocińca, ale robił to w dyskretny sposób, bo nie chciał, żeby prasa dowiedziała się o tym i nazwała go "świętym Tom'em". Wyobrażał sobie, że jeśli już ma się żenić to na zawsze. Dorastał w pełnej rodzinie i z przykrością patrzył jak jego koledzy z branży walczą z byłymi żonami o dzieci. Przysiągł sobie, że jego dziecka nie spotka taki los, ale stało się inaczej.
Po chwili Morfeusz objął go swoimi ramionami i porwał w krainę snów.
* Perspektywa Jane
MKTO - Classic
Obudziły ją promienie słońca, które padły na jej zaspaną twarz. Z wielką niechęcią podniosła się i skierowała do łazienki. Po krótkim prysznicu i przebraniu się w jeansy, które ledwo mogła zapiąć i granatową koszulę z rękawami trzy czwarte zeszła na dół z nadzieją, że jej mąż już wyszedł. Na szczęście go tam nie zastała. Nalała Church'owi mleka do miseczki, a sama wyciągnęła dla siebie jogurt i natychmiastowo go pochłonęła.
Jej uwagę przykuła karteczka, która była przyczepiona do jednej z szafek kuchennych. Zerwała ją i przeczytała :
Mam dzisiaj wywiad w radio, a potem koncert. Nie wiem kiedy wrócę.
Tom
Odetchnęła z ulgą. Nie będzie musiała znosić jego kąśliwych uwag, ale też była smutna. Co mogła robić w pustym domu oprócz tego, że mogła pracować.
Z westchnieniem ruszyła na górę, lecz dźwięk dzwonka ją powstrzymał. Ruszyła ku drzwiom zastanawiając się, kto może się do niej dobijać.
Tym kimś była Nareesha, która wyglądała na lekko zdenerwowana - oględnie mówiąc.
- Może przydałyby mi się jakieś wyjaśnienia ? -zapytała bez żadnego wstępu.
- Może najpierw wejdziesz?
Przestąpiła próg i trzasnęła ciężkimi, dębowymi drzwiami.
- Czekam. - warknęła.
- Czekam. - warknęła.
Popatrzyła na nią z przerażeniem w oczach. Nigdy nie widziała jej tak wściekłej.
- Ja...
- Czemu mi nie powiedziałaś ? - jej głos diametralnie się zmienił. Mówiła miękko, z troską w oczach.
- Ja...- długo powstrzymywane łzy wyszły na wierzch. Była zmęczona tym wszystkim. Tym, że się zaharowuje w pracy, jej toksycznym małżeństwem. Nie mogła znieść myśli, że zaszła w ciążę przez swoją własną głupotę. Lecz gdy dowiedziała się o dziecku pokochała je od razu...
Przyjaciółka szybko ją objęła i mocno uścisnęła. Czekała, aż Jane się uspokoi. Po dobrych pięciu minutach rudowłosa odsunęła się od niej na długość wyciągniętych ramion.
- Przepraszam...- wyszeptała.
- Nie przepraszaj Jane, nie przepraszaj. Tylko opowiedz mi o wszystkim od początku.
Ujęła ją za rękę i podprowadziła do kanapy.
Usiadły nie puszczając swoich dłoni.
- To... to wydarzyło się na Twoim weselu - zaczęła - Użalał się nad swoim życiem sama przy stoliku z kieliszkiem szampana, gdy podszedł do mnie Tom. Zaprosił mnie do tańca, a potem wypiliśmy razem dwie butelki whisky. Pierwszy raz się upiłam... Pamiętam tylko, że spędziliśmy ze sobą noc i jak rano uciekałam z jego domu. - westchnęła - Nie powiedziałam Ci od razu kto jest ojcem dziecka, bo nie chciałam, żeby się o tym dowiedział. Niestety jakimś sposobem udało mu się o tym dowiedzieć. Chciał, żebym je usunęła... - pokręciła głową - Ale odmówiłam. Wtedy zarządził, że mam za niego wyjść, bo nie chce żeby jego dziecko było bękartem. Chciałam mu wytłumaczyć, że matki w dzisiejszych czasach same wychowują dzieci i dobrze sobie radzą, ale nie słuchał. Podpisaliśmy papierek i mieliśmy być małżeństwem, aż do narodzić dziecka, a potem się rozwieźć. Niestety, ktoś doniósł o tym do mediów i wszystko wyszło na jaw... Dalej już wszystko wiesz.
Zapadła niezręczna cisza.
Wpatrywała się w ich złączone dłonie. Nagle Nar rozplotła je i złapała ją za twarz.
- Po prostu nie mogłam uwierzyć, że mi nie powiedziałaś i, że zaszłaś akurat z NIM w ciążę... No cóż stało się i się nie odstanie...
- Nareesha, ja ... Przepraszam. Naprawdę.
- Już dobrze.- wstała i popatrzyła na nią z góry. - A jak on Cię traktuje ?
- Jakby to wszystko była moja wina. Na szczęście nie będzie go dziś cały dzień.
- Ano tak. Mają wywiad, a potem koncert. A teraz powiedz mi jak się czuje przyszła matka ?
- A to jakieś przesłuchanie ? - zaśmiała się.
- Odpowiedź. - ponagliła z lekkim uśmiechem.
- Całkiem dobrze.
- Nie masz typowych objawów?
- Chodzi Ci o poranne nudności i takie tam ? Mam tylko niechęć do kawy. Gdy czuje jej woń to tak jakby coś mi śmierdziało. Ale ogólnie wszystko jest okej. Jeszcze jakieś pytania, dziennikarko ?
- Tak, jedno. Idziemy na zakupy ?
- Z przyjemnością. - odparła.
***
Po godzinie chodzenia po centrum handlowym poszły do przytulnej knajpki. Na szczęście był mały ruch, więc bez zbędnego czekania zajęły miejsce w rogu sali.
Zamówiły po herbacie i zaczęły wyjmować rzeczy, które dzisiaj kupiły, z toreb.
- Świetna jest ta miętowa marynarka, którą kupiłaś.- pochwaliła ją Jane.
- Dziękuję. Ty też wybrałaś świetne ciuchy. Te dwie sukienki, różowa i czarna są śliczne. Choć nie masz jeszcze ciążowego brzucha, to możesz je zacząć nosić. I dobrze , że kupiłaś sobie parę nowych spodni i bluzek. Powinnaś zaprzestać noszenia jeansów. To chyba nie jest za zdrowe. Poczytam o tym. Aha, nie musisz szukać już matki chrzestnej, bo to pewne, że ja nią będę. A propos, to chłopiec czy dziewczynka ? - mulatka trajkotała jak nakręcona katarynka.
- Oczywiście, że Ty będziesz matką chrzestną. Nie wyobrażam sobie innej osoby. A co do płci dziecka to jeszcze nie wiem. I szczerze mówiąc nie chce wiedzieć. Ważne, by urodziło się zdrowe. Najlepiej zostać w słodkiej niewiedzy. - wyjaśniła.
Przyjaciółka uśmiechnęła się do niej promiennie i zaczęła dalej wygłaszać swój monolog.
Pomyślała, że dobrze mieć prawdziwych przyjaciół.
* Perspektywa Tom'a
Było grubo po dwudziestej drugiej, gdy wracali z koncertu samochodem Nath'a. Młody musiał się pochwalić, że zdał na prawo jazdy i pokazać, że i on potrafi.
Tom cieszył się z tego, bo w końcu będą mieli kierowce, gdy będą chcieli się napić.
Mknęli ulicami Londynu, gdy ciszę miedzy nimi przerwał głos Max'a.
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że zataiłeś przed nami prawdę.
Wywrócił oczami. Znowu będzie słuchał kazania.
- Chłopaki, mówiłem już wam. Dowiedziałeś się o tym, że Jane jest w ciąży około 2 tygodni temu. Byłem tak zaskoczony, że nie myślałem za bardzo racjonalnie. Chciałem wam powiedzieć, ale nie znalazłem odpowiedniego momentu... Przepraszam.
Reszta The Wanted popatrzyła na siebie i pokiwała głowami.
- Okej, wybaczamy Ci. - odezwał się dobroduszny Jay. - Masz wielkiego plusa za to, że się z nią ożeniłeś i nie zostawiłeś jej na pastwę losu.
- Ta...- mruknął.
Popatrzył na Sive. Ten kiwnął głową i uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Czyli już nie był na niego zły !
Odetchnął z ulgą. I pomyślał, że cieszy się, że ma takich dobrych, prawdziwych przyjaciół.
- Ja...
- Czemu mi nie powiedziałaś ? - jej głos diametralnie się zmienił. Mówiła miękko, z troską w oczach.
- Ja...- długo powstrzymywane łzy wyszły na wierzch. Była zmęczona tym wszystkim. Tym, że się zaharowuje w pracy, jej toksycznym małżeństwem. Nie mogła znieść myśli, że zaszła w ciążę przez swoją własną głupotę. Lecz gdy dowiedziała się o dziecku pokochała je od razu...
Przyjaciółka szybko ją objęła i mocno uścisnęła. Czekała, aż Jane się uspokoi. Po dobrych pięciu minutach rudowłosa odsunęła się od niej na długość wyciągniętych ramion.
- Przepraszam...- wyszeptała.
- Nie przepraszaj Jane, nie przepraszaj. Tylko opowiedz mi o wszystkim od początku.
Ujęła ją za rękę i podprowadziła do kanapy.
Usiadły nie puszczając swoich dłoni.
- To... to wydarzyło się na Twoim weselu - zaczęła - Użalał się nad swoim życiem sama przy stoliku z kieliszkiem szampana, gdy podszedł do mnie Tom. Zaprosił mnie do tańca, a potem wypiliśmy razem dwie butelki whisky. Pierwszy raz się upiłam... Pamiętam tylko, że spędziliśmy ze sobą noc i jak rano uciekałam z jego domu. - westchnęła - Nie powiedziałam Ci od razu kto jest ojcem dziecka, bo nie chciałam, żeby się o tym dowiedział. Niestety jakimś sposobem udało mu się o tym dowiedzieć. Chciał, żebym je usunęła... - pokręciła głową - Ale odmówiłam. Wtedy zarządził, że mam za niego wyjść, bo nie chce żeby jego dziecko było bękartem. Chciałam mu wytłumaczyć, że matki w dzisiejszych czasach same wychowują dzieci i dobrze sobie radzą, ale nie słuchał. Podpisaliśmy papierek i mieliśmy być małżeństwem, aż do narodzić dziecka, a potem się rozwieźć. Niestety, ktoś doniósł o tym do mediów i wszystko wyszło na jaw... Dalej już wszystko wiesz.
Zapadła niezręczna cisza.
Wpatrywała się w ich złączone dłonie. Nagle Nar rozplotła je i złapała ją za twarz.
- Po prostu nie mogłam uwierzyć, że mi nie powiedziałaś i, że zaszłaś akurat z NIM w ciążę... No cóż stało się i się nie odstanie...
- Nareesha, ja ... Przepraszam. Naprawdę.
- Już dobrze.- wstała i popatrzyła na nią z góry. - A jak on Cię traktuje ?
- Jakby to wszystko była moja wina. Na szczęście nie będzie go dziś cały dzień.
- Ano tak. Mają wywiad, a potem koncert. A teraz powiedz mi jak się czuje przyszła matka ?
- A to jakieś przesłuchanie ? - zaśmiała się.
- Odpowiedź. - ponagliła z lekkim uśmiechem.
- Całkiem dobrze.
- Nie masz typowych objawów?
- Chodzi Ci o poranne nudności i takie tam ? Mam tylko niechęć do kawy. Gdy czuje jej woń to tak jakby coś mi śmierdziało. Ale ogólnie wszystko jest okej. Jeszcze jakieś pytania, dziennikarko ?
- Tak, jedno. Idziemy na zakupy ?
- Z przyjemnością. - odparła.
***
Po godzinie chodzenia po centrum handlowym poszły do przytulnej knajpki. Na szczęście był mały ruch, więc bez zbędnego czekania zajęły miejsce w rogu sali.
Zamówiły po herbacie i zaczęły wyjmować rzeczy, które dzisiaj kupiły, z toreb.
- Świetna jest ta miętowa marynarka, którą kupiłaś.- pochwaliła ją Jane.
- Dziękuję. Ty też wybrałaś świetne ciuchy. Te dwie sukienki, różowa i czarna są śliczne. Choć nie masz jeszcze ciążowego brzucha, to możesz je zacząć nosić. I dobrze , że kupiłaś sobie parę nowych spodni i bluzek. Powinnaś zaprzestać noszenia jeansów. To chyba nie jest za zdrowe. Poczytam o tym. Aha, nie musisz szukać już matki chrzestnej, bo to pewne, że ja nią będę. A propos, to chłopiec czy dziewczynka ? - mulatka trajkotała jak nakręcona katarynka.
- Oczywiście, że Ty będziesz matką chrzestną. Nie wyobrażam sobie innej osoby. A co do płci dziecka to jeszcze nie wiem. I szczerze mówiąc nie chce wiedzieć. Ważne, by urodziło się zdrowe. Najlepiej zostać w słodkiej niewiedzy. - wyjaśniła.
Przyjaciółka uśmiechnęła się do niej promiennie i zaczęła dalej wygłaszać swój monolog.
Pomyślała, że dobrze mieć prawdziwych przyjaciół.
* Perspektywa Tom'a
Było grubo po dwudziestej drugiej, gdy wracali z koncertu samochodem Nath'a. Młody musiał się pochwalić, że zdał na prawo jazdy i pokazać, że i on potrafi.
Tom cieszył się z tego, bo w końcu będą mieli kierowce, gdy będą chcieli się napić.
Mknęli ulicami Londynu, gdy ciszę miedzy nimi przerwał głos Max'a.
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że zataiłeś przed nami prawdę.
Wywrócił oczami. Znowu będzie słuchał kazania.
- Chłopaki, mówiłem już wam. Dowiedziałeś się o tym, że Jane jest w ciąży około 2 tygodni temu. Byłem tak zaskoczony, że nie myślałem za bardzo racjonalnie. Chciałem wam powiedzieć, ale nie znalazłem odpowiedniego momentu... Przepraszam.
Reszta The Wanted popatrzyła na siebie i pokiwała głowami.
- Okej, wybaczamy Ci. - odezwał się dobroduszny Jay. - Masz wielkiego plusa za to, że się z nią ożeniłeś i nie zostawiłeś jej na pastwę losu.
- Ta...- mruknął.
Popatrzył na Sive. Ten kiwnął głową i uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Czyli już nie był na niego zły !
Odetchnął z ulgą. I pomyślał, że cieszy się, że ma takich dobrych, prawdziwych przyjaciół.
***********************************************************
*Laboratorium Brizze - wymyśliłam sobie. Nie ma takiego.
Połączyłam dwa rozdziały w jedno, bo wydawały mi się za krótkie :D
Rozdział słodko-gorzki !
<link do opowiadania o braciach Pawlickich>
<link do strony na fb>
Za tydzień następny !
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Zajebisty
OdpowiedzUsuńTo się dziewczyna wpakowała w kabałę..Szkoda mi jej ...
OdpowiedzUsuńStosunek Toma do Jane mnie poraża, bo zachowuje się jakby to ona była tylko winna tej całej sytuacji z ciążą! A przecież to on sam chciał tego ślubu! Ja nie wiem!!
OdpowiedzUsuńNaree<3 przybyła z ratunkiem i bardzo dobrze!! Bo by dziewczyna sama w domu siedziała i się martwiła o wszystko!!
Jane i Tom w jednym domu?? No jestem ciekawa co będzie dalej;p
Śliczne kiecki;pp
Czekam na next;p
Weny<3;p
PS W wolnym czasie zapraszam do siebie;);p
O mamciu będzie się działo :)
OdpowiedzUsuńI to fajnie, że zamieszkali razem, tylko szkoda, że z przymusu :(
Rozdział jest boski i czekam na kolejny :*
Pozdrawiam i życzę weny :*
Suuper rozdział przeczytałam go jednym tchem:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że między Tomem i Jane w końcu się poprawi;)
Pozdrawiam
~Julia M
no ciekawe jak obrócisz ich wspólne życie ?
OdpowiedzUsuńhappy czy sad end ?
czekam na next ;P
Dobrze, że połączyłaś 2w1 :)
OdpowiedzUsuńAle wracając, to najchętniej Tom dostałby w pysk! To, że mnie wkurza jest delikatnie powiedziane! Co to za jakieś traktowanie jak przedmiotu Jane? Decydowanie za nią?! Dobrze, że ruda będzie na miejscu miała przyjaciółkę, ale jak długo może żyć z tak toksycznym mężem?
Może Tom jeszcze się zmieni? Ale i tak jest u mnie na straconej pozycji, i szybko się nie wykupi.
Pozdrawiam :)
Nie mam słów :D tyle akcji :D to "bestseller" blogów, a to opowiadanie to magia! :)
OdpowiedzUsuńZapraszamy na nowy, mydlany rozdział, gdzie relacje Oliwii i Zarka mydlą się jeszcze bardziej ;) http://mydlo--powidlo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na:
OdpowiedzUsuńhttp://my-baby-dancing.blogspot.com/
Kurde Tom zluzuj stringi i nie tak ostro to kobieta w ciąży zaraz zobaczysz jak zaczną jej się humorki ;__;
OdpowiedzUsuńI po co ci jakieś haki na nią palancie jeden!
Powinieneś się nią opiekować, a nie być takich chamem...
Czekam na następny a szczególnie na 8 rozdział xD
Jestem jestem. Opóźniona, ale nie zapomniałam. :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Fajnie, że jest taki długi jak lubię.
Pozdrawiam <3
Ależ ona jest słaba. Kobieto, tupnij nogą i pokaż kto tu rządzi. Bez Ciebie dziecka nie będzie.
OdpowiedzUsuń